czwartek, 27 sierpnia 2015

Love Is War, War Is Love..

Zanim zaczniesz czytać, radzę Ci włączyć War Is Love. Pozwól tej piosence lecieć w kółko i wypełniać moje opowiadanie. Proszę, włącz, to pomoże Ci przeżyć emocje.


-Zostaw mnie !- krzyczałam i wiłam się na łóżku jak wąż.
 Nie cierpię łaskotek ! Ale ja oczywiście nie mam nic do gadania, Hazz uwielbia kiedy się śmieję, a to jedyna rzecz, która mnie doprowadza do szczerego śmiechu, gdy jestem smutna.
-No już, masz być wesoła ! Dobrze wiesz, jak to mnie rani, kiedy muszę patrzeć na Twoją smutną buźkę, a najgorsze to łzy..- usiadł koło mnie i mocno przycisnął mnie do swojego torsu.
 Kochałam, kocham, będę kochać. Uświadamiałam to sobie za każdym razem, kiedy on mnie pocieszał. Dlaczego byłam taka głupia, i dawałam się tym cholernym łzom i przygnębieniu? Już samo patrzenie na jego twarz pozbawioną jakiegokolwiek błysku radości przyprawiała mnie o te pieprzone łzy. A ja nie potrafiłam pojąć, jak bardzo on mnie kocha. Nie zasłużyłam na niego, a go mam. Życie to niespodzianka, naprawdę.
 Z mojego zamyślenia wyrwał mnie jego kojący głos. Taki spokojny, nie mogłam się oprzeć. Gdy słyszałam ten ton, dostawałam gęsiej skórki, nawet przy ciepłu, jakie panowało w mieszkaniu.
-Już dobrze? Mogę przestać Cię łaskotać? Czy nadal chcesz przeżywać te męki?- słodziutko i prawie szeptem spytał. Był wtedy tak blisko. Tak blisko, że nie mogłam się powstrzymać, nie mogłam wtedy powiedzieć inaczej, niż chciał Heri.
-Już jest dobrze. To jest jakiś dar?- spytałam z lekkim uśmiechem gładząc jego policzek kciukiem.
-Hmm? Jaki dar?- zmarszczył nosek. Uwielbiałam to.
-To, że potrafisz pocieszyć mnie za każdym razem, gdy wpadnę w sytuację bez wyjścia.
-To nie jest dar. Taki po prostu jestem, kochanie.- wyszeptał mi czule do ucha i delikatnie musnął moje usta.
 Nigdy nie naciskał, ale ZAWSZE pytał o to, czemu jestem smutna. Ja odpowiadałam mu albo krótkim 'nieważne', albo po prostu mówiłam mu wszystko, co mnie trapi. Razem rozwiązywaliśmy mój problem. Nie wiem jak on to robił. Kiedy ja byłam przekonana w stu procentach, że nie ma żadnego wyjścia z tej sytuacji, on wyszukiwał ich dziesiątki. Nie mam pojęcia w jaki sposób to robił, ale zawsze w duszy dziękowałam Bogu za to, że go mam. Bez niego skończyłabym chyba swoje marne życie w bardzo młodym wieku. Czasem po prostu wstydziłam się przedstawić swoje myśli. Wtedy on kręcił z zrezygnowaniem głową i smutnymi, szmaragdowymi tęczówkami wpatrywał się w moje oczy o tym samym kolorze co jego, ale nie tak wyjątkowych i pięknych. Gładził mnie wtedy po głowie i bawił się moimi kasztanowymi lokami. Czyniłam w tej chwili to samo.
 Tej nocy postanowiłam spróbować wytłumaczyć mu wszystko co zaprzątało mi myśli. Zauważałam, że spadamy z każdym dniem na dno. Przeze mnie. On musiał cierpieć. Przeze mnie. Nie miał czasu na nic innego w nocy, myślał, że nie zauważę, jak w ciągu dnia chodzi zaspany i ma coraz ciemniejsze cienie pod oczami. Przeze mnie. Ale on nadal się uśmiechał. Nadal wykrzywiał usta w tym pięknym uśmiechu, dzięki któremu żyłam. Nadal przytulał mnie, tak samo. Nadal pocieszał, a nic z tego nie miał. Nie mogę spać u jego boku- nie mogę. Nie zasługuję na niego...
 Zrobiłam nam po kubku gorącego kakao i rozścieliłam na łóżku miękkie koce. Atmosfera w sypialni była przytulna, ale napięta. Czekał. Cierpliwie czekał. Przez te wszystkie dni, miesiące, lata, przepełnione tyloma niezapomnianymi chwilami.
 W ciszy, w tej mrocznej ciszy, która wydawała się trwać wiecznie, siedzieliśmy obok siebie z kubkami w dłoniach i patrzyliśmy w podłogę. Uznałam, że im szybciej mu to powiem, tym lepiej dla nas obojgu. Nie mogłam go stracić przez ten kolejny, cholerny problem. To przez te cholerne problemy staczaliśmy się w dół i w dół. Cierpieliśmy. Wydawało się, że to ja to wszystko przeżywam najbardziej, ale okazało się, że to odbija się na nim dwa razy bardziej. On cierpi, w środku, bo ja cierpię. Dziś chciałam mu to wytłumaczyć. Wreszcie przerwałam ciszę.
-Harry...- zaczęłam spokojnie.
-Słucham Cię.- położył swoją rękę na moim udzie.
 Rozpalił mnie tym dotykiem.. Cudownie.
-Na pewno chcesz tego słuchać?- upewniłam się na wszelki wypadek.
-Oczywiście. Długo na to czekałem.- kompletnie mnie to zamurowało.
 Zaczęły piec mnie oczy. Zdusiłam w sobie płacz i wzięłam kilka głębokich oddechów. Po opanowaniu emocji, kontynuowałam.
-Skarbie, ja chciałam Ci powiedzieć, że lepiej będzie dla nas... znaczy dla Ciebie.. jeśli.. odejdę.- jąkałam się i nie mogłam oddychać. Nastąpiła cisza. Usłyszałam po chwili, że Harry płacze. Nie wiedziałam, czy to dobry moment, żeby dalej mówić, ale musiał w końcu zaznać spokój od ciągłego uspokajania mnie. Mówiłam dalej.
-Widzę, jak przeze mnie cierpisz. Widzę, że z dnia na dzień coraz bardziej Twoja twarz jest zmęczona, Twoje ciało to tylko skóra i kości, a Twoje paznokcie są doszczętnie obgryzione. To przez moje problemy. Nie mogę Cię dłużej narażać na smutki i złe samopoczucie.. Muszę odejść, tak będzie lepiej..- ostatnie zdanie powiedziałam łamiącym się szeptem i zaraz po tym wybuchłam głośnym szlochem.
 Nas już się nie dało uratować? Zastanawiałam się przez cały czas. Zauważając moje łzy, Harry odłożył mój kubek na podłogę i szybko wziął mnie w swoje silne ramiona, które idealnie pasowały do mojej klatki piersiowej- jak puzzle. Obcałowywał moje łzy, a kiedy zatamował mój płacz, na moich ustach złożył pewny i przepełniony uczuciami pocałunek. Był mocny,zachłanny, ale nie brutalny. Był delikatny. Po odłączeniu naszych warg na krótką chwilę, wziął moją twarz w swoje miękkie dłonie i patrząc mi prosto w oczy co chwilę powtarzał:
-Nie możesz, nie możesz, nie możesz... Kocham Cię. Swoim odejściem sprawiłabyś mi ból nie do zniesienia i wtedy bym chyba nie wytrzymał.- po tym znowu pocałował.
 Długo i namiętnie. Serce chciało wyskoczyć z mojej piersi. Poczułam smak słonych łez na ustach. Powoli odchyliłam głowę i spojrzałam na roztrzęsionego Hazzę i także poczęłam obcałowywać jego łzy. Co ja najlepszego robię. Przecież jestem dla niego osobą, bez której nie może żyć, a tak go ranię. Jestem beznadziejna.
-Kocham Cię, słońce..- wyszeptałam w jego włosy mocno przytulając się do niego. Właśnie zrozumiałam, jak bardzo go tym zraniłam. Siedzieliśmy razem w silnym uścisku jakby miał być ostatnim. Ale nie był.
-Kochasz mnie tak bardzo.. Ja chyba nie umiem tego doceniać..- mruknęłam.
-Kochanie! Doceniasz to jak nikt.- uśmiechnął się.
 Jaką radość sprawił mi ten uśmiech... Poczułam, że naprawdę to doceniam, skoro myślę tak dużo o NAS. Nie jestem jednak taka najgorsza..
 Wyczerpani z całej energii, pozostało nam pójść spać. Zasnęłam w najbezpieczniejszym miejscu na świecie- w jego ramionach. Pragnęłam tak zasypiać i się budzić.
 Rano obudziłam się przez śpiew Harrego. Śpiewał dla mnie, tylko dla mnie. Moją ulubioną piosenkę. War Is Love. 


You say there's nothing left to fight for
Cause this feels likes to much
Your heart is to afraid to want more
Of the pain you'll have to touch
You only win if you don't give up
Cause love is war and war is love.



Kiedy skończył, pocałował mnie w czoło.
-Dzień Dobry, kotku, jak się spało?- zapytał zaspanym głosem.
-A jak myślisz.. Jak się śpi w ramionach ukochanej osoby?- z przekąsem mu odpowiedziałam.
 Harry się uśmiechnął. Dobrze zrozumiał, o co mi chodzi. Pocałował mnie w czoło. Poczochrałam jego czuprynę. Spojrzałam na zegarek i uświadomiłam sobie, że przecież jest sobota. 
-Może gdzieś dziś razem wyskoczymy?- zaproponowałam.-jakaś restauracja? piknik?
-Mam już zaplanowany ten dzień. To niespodzianka !- tajemniczo powiedział, a w mojej głowie rodziły się najróżniejsze pomysły. 
 Ciekawe co wymyślił ? Byłam pełna emocji. Często robił mi takie niespodzianki, ale zawsze cieszyłam się jak dziecko, gdy usłyszałam od niego te słowa ''to niespodzianka!''. Błysk w jego oczach był wtedy taki... hmm... Taki kojący. 
 Zawsze był wtedy taki podekscytowany, że może komuś sprawić radość. Cieszył się jak dziecko. Kochałam to w nim. Kochałam to, że z najmniejszej rzeczy potrafił zrobić coś wielkiego. W końcu ze mnie zrobił coś wielkiego. Byłam małą, zagubioną dziewczynką, a on to zmienił. Zmienił to jednym uśmiechem.
-No już ! Wychodź z tego łóżka, bo będę zmuszony Cię znowu łaskotać, a wiem, jak bardzo tego nie lubisz..- powoli zbliżał się do mnie, oczywiście z tym swoim perłowym uśmiechem.
-Już wstaję. Żadnych łaskotek, kochanie !- krzyknęłam miło.
 Nie lubiłam łaskotek, ale kiedy on robił to swoje 'gili gili' to automatycznie je kochałam. Zresztą nikt inny nie miał prawa mnie gilgotać. Tylko Heri ! Zawsze się śmialiśmy kiedy to mówiłam.
 Wygramoliłam się z łóżka z pomocą mojego Loczka i udałam się do toalety, żeby się ogarnąć. Chciałam jak najszybciej już poznać tą niespodziankę !
 W miarę szybko się ogarnęliśmy. Harry kazał mi wyjść na zewnątrz i poczekać na niego. Posłusznie stanęłam na podwórku i przyglądałam się spadającym, wrześniowym liściom. Jesień wyjątkowo szybko przyszła w tym roku. Było naprawdę wyjątkowo. Park na przeciwko mienił się czerwienią, żółcią, brązem, pomarańczą. Przepiękny widok, mogłabym wpatrywać się w niego godzinami. Ale i tak lepiej byłoby patrzeć na niego z Harrym.
 Wyszedł z domu z małym pakunkiem i dał znak, żebym weszła do garażu. Zatrzymałam go.
-Kochanie, staniesz na tle tego cudnego parku? Chcę Ci zrobić jesienne zdjęcie !- wyciągnęłam aparat. Wiedziałam, że nie odmówi.
-Już idę, no dobrze..- stanął, kurczowo trzymając pakunek.
 Jesienny krajobraz idealnie komponował się ze zgniłą zielenią jego płaszcza, beżową barwą spodni i czarnymi kozakami. Jego rozwichrzona czupryna wystawała spod kremowej czapki, nadając mu niewinnego wyrazu twarzy. Uśmiechnął się szeroko, ukazując swoje dołeczki w policzkach. Jego trawiaste oczy zaświeciły się, kiedy pokazałam mu zdjęcie.
-Wow ! Robisz wspaniałe zdjęcia. Będzie z Ciebie profesjonalny fotograf !- zachwalał mnie.
-Bez Twojej pięknej buźki by mi się to nie udało.- przyznałam. Jego policzki oblał różowy rumieniec.
-Hmm, mogę teraz ja Ci zrobić zdjęcie?- spytał, wyczekująco zaglądając do moich dużych oczu.
-Oczywiście !
 Stanęłam na tym samym miejscu co on.
-Cheese !- słodko zaakcentował.
 Zrobił zdjęcie, a ja zdziwiłam się, że aż tak ładnie wyszłam. Nawet zdjęcia wychodzą ładniej, kiedy robi je Harry. Wszystko wygląda lepiej, kiedy Harry coś zrobi.
-Teraz chcę zdjęcie z Tobą!- wyrwałam mu aparat. Roześmiał się serdecznie zarażając mnie wyśmienitym humorem. Ustawiłam sprzęt tak, żebyśmy zmieścili się w kadrze i nastawiłam czas. Pięć zdjęć powinno wystarczyć.
 Na każdym poza była inna. Na ostatnim Harry przyciągnął mnie do siebie i złączył swoje usta z moimi. To było magiczne. Zachłannie trzymał mnie w talii i przyciągał najbliżej jak się da. Żeby nie było żadnej, choćby najmniejszej przestrzeni. Tylko JA i ON. Po tym szalonym i czarującym pocałunku jeszcze bardziej mnie przytulił. Ja odwzajemniłam go, także. Staliśmy tak dobrą chwilę, aż nam się zrobiło ciepło, choć na dworze panowała niska temperatura. Nagle się odsunął.
-Kocham Cię. Nie wiesz nawet jak bardzo cholernie Cię kocham.- jego głos stawał się coraz cichszy, aż w końcu poczułam jego pierwsze łzy w moich ustach. Powoli spływały i co rusz pojedyncze spadały na chodnik zostawiając mokre kółeczka.
-Shhhh, kochanie, shhh, spokojnie. Nadal tu stoję, jestem cała Twoja i zawsze będę.- całowałam go w obydwa policzki i czoło na zmianę, głaskałam i przytulałam.- Jedziemy, czy chcesz to przełożyć na jutro ? Możesz to zrobić kiedy tylko chcesz. Jeszcze się przeziębisz.- on tylko potrząsnął głową i zdusił łkanie. Nie wiem co było przyczyną jego nagłego wybuchu.
-Je-jedziemy. Już dobrze.- uśmiechał się i wycierał łzy.- Jak dobrze, że Cię mam.
-Ja tak samo..- westchnęłam.
-No to chodź do garażu. Przejedziemy się rowerami.. Będzie wspa- tutaj zaniósł się okropnym kaszlem.- wspaniale.
-Na pewno nie chcesz zostać w domu i się ogrzać ? Możesz dostać zapalenia płuc !- położyłam mu rękę na ramieniu.
-Pojadę. Sport jest dobry dla zdrowia.- cmoknął mnie w czubek głowy i udaliśmy się do garażu trzymając za ręce. Wsiedliśmy na rowery. Wyjechaliśmy na ulicę. Hazz prowadził. Po około piętnastu minutach dojechaliśmy do wielkiego, ogrodzonego parku. Znałam to miejsce bardzo dobrze- tutaj pierwszy raz spotkałam się z Harrym.

''-Nic Ci nie jest?- podszedł i zapytał.
-Nie, nic. To tylko lekkie zadrapanie. Nie martw się.- odsunęłam się.
-Pokaż. O Boże, przecież to jest tak głęboka rana.. Chodź, zabandażuję Ci ją.
-Naprawdę nie trzeba, dziękuję.- schowałam rękę do kieszeni, plamiąc mój płaszcz.
-Trzeba, jeszcze zakażenie się wda, a nie chcę mieć na sumieniu tak wyjątkowej dziewczyny.- wyjął moją dłoń z kieszeni i pogładził lekko jej wierzch.
-No dobrze.. Um, dziękuję. Mogę wiedzieć, jak Ci na imię ?- czułam jak się rumienię.
-Jestem Harry. A ty ?- delikatnie się uśmiechnął.
-Caro. Mów mi Caro.
-Piękne imię. A teraz chodź.- wziął mnie pod ramię.''

 Na te wspomnienie zrobiło mi się cieplej pod sercem. Cały czas, od dwóch lat, stała tam, pod ogromnym dębem, przykryta liśćmi, ławka. Nasza ławka. Od tamtej pory nie była już używana. Sam park nie jest już uczęszczany. Nasz park, nasza ławka, nasze drzewo. Nasza miłość. Udaliśmy się do ławki trzymając się mocno za ręce. Stanęłam pod drzewem, obeszłam je dookoła szukając tego.

''-Ale to drzewo jest potężne!- zachwycałam się siedząc oparta o gruby pień.
-Tak. To drzewo jest tylko nasze, Caro, nasze.- mówił nie spuszczając wzroku z moich tęczówek.
-Jak to 'nasze' ?- zdziwiłam się.
-Tak to.- wstał, wyciągnął podręczny scyzoryk i wyrył w drzewie wielkie serce. W środku wydziobał pochyloną czcionką nasze imiona. Wyglądało to przepięknie, miał takie zgrabne i schludne pismo.
-Harry.. Boże. Nawet nie wiesz, jaką radość mi tym sprawiłeś...- wyszeptałam.''

 Znalazłam. Nadal tam było, Harry+Caro, w wielkim sercu. Gładziłam dłonią wyryte znaki i z uśmiechem odtwarzałam tę scenę w głowie. Poczułam jak Harry łapie mnie w talii i przyciąga do siebie od tyłu. Położył swoją dłoń na mojej i pocałował w skroń. Tak, teraz zrozumiałam. Zrozumiałam, jak bardzo mi tego brakowało, tych wspólnych wypadów do parku kilka razy w tygodniu pod pretekstem 'muszę się z Tobą zobaczyć'.
 Trzymając się za ręce spacerowaliśmy po naszym parku i oglądaliśmy każdą rzecz, każde drzewo. Wszystko tutaj miało zapisaną w sobie historię. Odnalazłam pod jednym z młodych drzewek malutki kopiec.

''-Widzisz? Zakopię to tutaj, pod naszym drzewkiem. Niech każdy wie, jak bardzo nasza miłość jest prawdziwa i mocna.- kopał powoli mały dołek.
-Mhm, Harry.. Nie musisz tego robić, to Twój kamień, który znalazłeś na plaży..- wyszeptałam.
-Kochanie, to nasz kamień, znaleźliśmy go razem.- zmarszczył nosek. 
-Uhm, no dobrze. To nasz kamień. Bardzo się cieszę, że wpadłeś na ten wspaniały pomysł..- przytuliłam się do niego.
-Kocham Cię, wiesz?- odwrócił się.
-Wiem. Ja Ciebie też.- schowałam się w zagłębieniu jego szyi.''

 Wykopałam kamyczek, który zapamiętałam z każdym szczegółem. Był przepiękny. W jesiennym, zachodzącym słońcu, mienił się wszystkimi barwami tęczy i lśnił niczym wypolerowany, pomimo przeleżenia niecałych dwóch lat w ziemi.
-Hmmm.. Harry?- wstałam z liści.
-Słucham, skarbie?
-Tak właściwie.. czemu przestaliśmy tu przychodzić?- zadałam to pytanie, które męczyło mnie przez te lata.
-Nie wiem. Tak wyszło..- westchnął chłopak.
-Ok. Ale nie zapomniałeś tego, co ja i ty tutaj przeżyliśmy ?- zabrzmiałam jak przedszkolak, który zadaje głupie pytania, żeby zwrócić na siebie uwagę.
-Nie. Nie zapomnę nigdy. Będę pamiętał, aż do..- przełknął gulę w gardle- śmierci.- dodał cichutkim głosem.
 Spuściłam głowę i patrzyłam na czubki swoich butów. Podeszliśmy razem ponownie do drzewa, a następnie usiedliśmy razem na ławeczce. Naszej ławeczce.
-Pamiętasz?- zapytał.
-Jakbym miała to zapomnieć?- uśmiechnęłam się i spojrzałam głęboko w jego zaszklone oczy.

''-Carooo..- szturchnął mnie w ramię.
-Co jest?- spojrzałam w jego stronę.
-Chcesz coś usłyszeć?
-Od Ciebie zawsze.- posłałam mu ciepły uśmiech.
 Odwrócił się, zza ławki wyciągnął swoją gitarę. Po chwili zaczął brzdąkać i z jego pełnych i różowych ust wydobyły się pierwsze słowa piosenki Don't Let Me Go.


I'll keep my eyes wide open.
I'll keep my arms wide open.

Don't let me
Don't let me
Don't let me go
'Cause I'm tired of feeling alone.

 Harry nagle wstał, wyłączając mnie z tego wspólnego wspomnienia. Wyjął z kieszeni mały pakunek i stanął na przeciwko mnie.
-Caroline. Kocham Cię. Nigdy nie kochałem nikogo tak bardzo jak Ciebie. Uczucie do Ciebie wstąpiło we mnie od razu, kiedy pierwszy raz Cię ujrzałem. Jesteś taka piękna, taka cudowna. Nie potrafię bez Ciebie żyć, ani nie potrafię być wesoły, kiedy nie ma Cię przy mnie. Nikt nie kochał tak mocno jak ja Ciebie. Nigdy. I nigdy nie będzie.- wszystko dokładnie i powoli mówił.
 Padł na kolana przede mną, ja wstałam. Byłam wzruszona..
-Caroline. Kocham Cię i nigdy nie przestanę. Chcę być z Tobą i przy Tobie do końca swoich dni. Czasem próbowałem zastanowić się, co by było, gdybym Cię nie spotkał. Wtedy w mojej głowie pojawiała się pustka. Wielka nicość. To było przeznaczenie. Ty jesteś moim przeznaczeniem.- ostatnie zdanie wyszeptał kilka razy.
-Więc Caroline. Czy chcesz być ze mną do końca świata i jeszcze dłużej ? Wyjdziesz za mnie?- w jego oczach zapaliły się serduszka i na policzku błysnęła mała łezka.
-Harry.. ja.. ja... ja Cię kocham tak bardzo, że nie umiem tego wyrazić w słowach. Oczywiście, że chcę być z Tobą do końca świata i dłużej. Tak, wyjdę za Ciebie.- mój głos się załamał i po policzkach spłynął cały potok łez.
 Chłopak wstał i z uśmiechem na twarzy założył mi diamentowy pierścionek. Otarł moje łzy i pocałował tak mocno, że mój świat zawirował. Szybko się do niego przytuliłam. Wiedziałam, że będę go kochać na zawsze. Wiedziałam to od pierwszego wejrzenia. A mówią, że to ściema..
 Wracaliśmy do domu na pieszo, prowadząc rowery. Rozmawialiśmy o tylu rzeczach, że już nawet nie pamiętam. Kiedy weszliśmy do domu, obiad był gotowy. W mieszkaniu było cieplutko. Nic nie mogło mi dziś zepsuć humoru. Po zjedzeniu posiłku, zauważyłam, że Harry był szczęśliwy,a zarazem wyglądał, jakby miał się rozpłakać i nigdy nie przestać. Usiadł na kanapie, był taki zamyślony. Nigdy nie widziałam go takiego. To nie było zwykłe przygnębienie.. Musiało się stać coś, o czym nikomu nie chciał powiedzieć. Przysiadłam się i objęłam go mocno, dodając mu otuchy. On przyciągnął mnie trzymając w talii.
-War Is Love, kochanie..- wyszeptał smutnym głosem.
-Słucham ? Harry, co się dzieje ?- nie wytrzymałam. Byłam taka przerażona.
-Jesteś teraz moja. Tylko moja na zawsze, tak ?- spytał mrużąc oczy.
-Tak, dobrze o tym wiesz, że byłam, jestem i będę. A teraz powiesz, co się stało?- wpadałam w panikę.
-Powiem Ci. Ale obiecaj mi coś.- złapał mnie za podródek, zmuszając, żebym spojrzała w jego przenikliwe oczy.-obiecaj.
-Co mam Ci obiecać?- zapytałam.
-Obiecaj, że nie przestaniesz mnie kochać. Nigdy.- po jego policzku spłynęła malutka łza, którą wytarłam.
-Obiecuję, obiecuję Ci. Obiecuję na Boga.- wyszeptałam, miałam już łzy w oczach, ale nie mogłam płakać.
 Wytarłam je rękawem od swetra,
-Caroline.. Ja..- z trudem wydawał jakiekolwiek dźwięki- ja mam... ja mam raka.- tutaj wybuchnął płaczem w moje ramię.
-Shhh, Harry, shhh...- pogłaskałam go po jego zawsze pięknej czuprynie.
 Pocieszałam go, ale sama przy tym płakałam. Nie wytrzyamłam. Teraz musiałam wylać z siebie te całe emocje. Nie dopytywałam.. Moja mama zmarła na raka, dobrze wiem, co to znaczy.. Kolejna osoba odejdzie? Kolejna osoba, którą kochałam nad życie i mogłam oddać za nią wszystko? Na tą samą chorobę ?

''-Kocham Cię, mamo. Mamo? Mami.. ?- płakałam w jej piżamę.
 Ona umarła? Ona już nie oddycha? Jej serce nie bije? Ona nie żyje.. Wybiegłam z sali. Było po dwudziestej trzeciej, dwudziestego szóstego października. W szpitalnym parku wałęsałam się bez życia i obracałam nóż w dłoni. Na jednym z drzew wyryłam nim '26.10.2003, Mamo, kocham Cię. Mam piętnaście lat, ale rozumiem, że Pan Bóg Cię wezwał tam, żebyś czuła się lepiej i wykonała jego zadanie, jakie Ci powierzył.' Wbiłam nóż w drzewo i uciekłam do domu. To mnie przerastało. Wtuliłam się w ciepłe ramiona mojego taty i płakaliśmy razem aż do rana, w tej samej pozycji.''

Nie mogłam uwierzyć. Nie mogłam uwierzyć w to, że raka ma taki wspaniały człowiek.. Czemu akurat on ?! Czemu on ?! Nie ma jeszcze dwudziestu jeden lat a już ma umierać ?! Taki cudowny, pomocny, miły, kochany, jedyny w swoim rodzaju ?! Dlaczego tacy ludzie kończą swoje piękne życie śmiercią w tak młodym wieku ?! Byłam taka wściekła.. Przez tą chorobę będę teraz kochać go jeszcze bardziej.. Nie wiem co ja zrobię, gdy nie będzie go przy mnie i nie wiem co zrobię bez jego melodyjnego 'kocham Cię', które mówił rano, wieczorem, codziennie, zawsze. Wraz z nim umrze wielki kawałek mnie. Nie ma mnie bez niego.
-Kotku, przepraszam..- szeptał co chwilę ledwo słyszalnie.- przepraszam Cię, że muszę odejść..
-To nie Twoja wina.. Nie przepraszaj mnie za to..- przytuliłam go jeszcze mocniej.
 Byłam rozdarta, ale chciałam się dowiedzieć, przez ile czasu jeszcze będę mogła go mieć przy sobie.. To będą jego najlepsze i zarazem najgorsze chwile.. Będę robić wszystko, żeby się uśmiechał. Bez jego uśmiechu nie mogłam żyć. Będą to też jego najgorsze chwile, ponieważ ostatnie na tym świecie... Nie pozwoliłam mu płakać. Sama sobie też zakazałam. Będziemy żyć tak, żeby nie było tej świadomości. Ale on to wiedział.. Wiedział, że niedługo już nie będzie go przy mnie, nie będzie go na tym świecie..
-Teraz ty mi coś obiecaj.- przerwałam tą grobową ciszę.
-Co mam Ci obiecać ?- spytał zmęczonym głosem.
-Nie myśl o tej chorobie, nie płacz przez nią.- spojrzałam w jego szmaragdowe tęczówki.
-Będę myślał tylko o nas.- wykrzywił usta w lekkim uśmiechu i zakaszlał..
 Znowu zakaszlał. To nie był dobry znak..
-Pójdziesz spać, Harry ? Nie mogę patrzeć jak co chwilę ziewasz.- teraz ja uśmiechnęłam się.
-Mhm, dla Ciebie.- podniósł się z kanapy i skierował do łóżka.
 Wygodnie ułożył się owijając szczelnie koładą swoje ciało.
-Dobranoc. - podeszłam do niego i pocałowałam w nosek.
-Dobranoc...- zamknął oczy.- Dziękuję, że jesteś..

 Dni mijały. On marniał coraz bardziej, leżał tylko w łóżku i nic nie jadł, oprócz flipsów. Pił wodę i jadł flipsy dla dzieci.. Leżał. Jak nie leżał, to spał. Z łóżka chciał wstać tylko do toalety, albo żeby podejść do mnie i przytulić. Mówił wtedy ''wiesz co mnie jeszcze utrzymuje przy życiu? Tylko ty..'' Zawsze wtedy uśmiechałam się i płakałam cicho, kiedy on zamykał się w pokoju.
 W nocy przychodziłam do niego i kładłam się obok, ale nie spałam. Nie mogłam. Nie mogłam spać, kiedy on w środku i także na zewnątrz umierał. Pewnego dnia rano się obudził, przejrzał w lustrze i rozpłakał się. Krzyczał wtedy ''Jak ja do cholery wyglądam ?! Jak ostatnie nieszczęście... Caroline chodź tu !!!'' Przybiegłam i spojrzałam na niego... Wszystkie włosy mu wypadły.. Oczy zrobiły się szare, bez emocji, bez żadnego koloru. Szare, zwykłe oczy.. Chłopak pełny energii zamienił się w białą, chudą i pozbawioną emocji kukiełkę. To nie był już Harry.. To był cień Harrego.. Podeszłam do niego i przywarłam do jego słabego ciała. ''I tak dla mnie jesteś najpiekniejszy na świecie..'' Powiedziałam mu to do ucha, a on tylko mocniej mnie przyciągnął. Położył wtedy głowę na moim ramieniu. ''Bez Ciebie już dawno bym nie żył..''. Udaliśmy się do pokoju i położyliśmy.
 Czekałam, aż zaśnie. Jeszcze upewniłam się, że miarowo oddycha. Tak, żyje.. Mój aniołek wyglądał tak słodko, kiedy spał. Najbardziej cieszyło mnie to, że jego klatka piersiowa podnosi się i opada. Że jego serce pracuje. Wyszłam z sypialni, cicho zamykając za sobą drzwi. Podeszłam do komody. Nie wiedziałam, czy mogę przeszukiwać jego rzeczy.. To było takie świńskie.. Ale nie mogłam pytać go o to, ile jeszcze pozostało mu życia.. Nie potrafiłam. Otworzyłam szufladę i wyjęłam pudełko z napisem Harry Styles- documents. Ostrożnie wyjęłam całą zawartość i odszukałam teczkę z napisem Disease- tumor. Drżącymi rękoma przewijałam kolejne strony i szukałam jakiejkolwiek informacji o czasie, w którym to wszystko się zaczęło. Znalazłam. Harry był na badaniach, ponieważ robi się je u nas co roku.

19.08.2008
''-I jak?- odłożyłam gazetę i upiłam łyczek mojej herbaty.
-Wspaniale. Wszystko poszło dobrze. Nie martw się.- słabo się uśmiechnął. Na pewno nie kłamał, on nigdy nie kłamie.
-Cieszę się, bardzo, bardzo..- przytuliłam się do niego mocno. Odwzajemnił ten uścisk, ale jakoś tak inaczej.. Inaczej niż zwykle.
-Umm.. Co na obiad?- powiedział zdenerwowany, przerywając tę chwilę czułości.''

 Teraz już rozumiem jego dziwne zachowanie od tamtego czasu. Właśnie od dziewiętnastego sierpnia miał ten okropny kaszel. Poszedł raz z domu, bo mu kazałam iść do lekarza, ale teraz już wiem, że jednak tam nie poszedł. Zauważyłam też, że jego gęsta fala włosów się odrobinę przerzadziła.  Na poduszce zawsze było pełno jego włosów. Martwiłam się, tak cholernie się martwiłam. Bledł z dnia na dzień coraz bardziej i męczył się przy każdej czynności. Ja głupia uważałam, że to przejściowe, że chce odpoczywać. Pieniądze też znikały.. Chodził przecież na chemioterapię. Teraz wszystko mi się ułożyło.
 Oczy zaszły łzami, pojedynczo kapiąc na papiery. Przeczytałam, że ostatnio na wizycie był trzy dni temu. Podpisane było, że nie da się nic już zrobić. Zostało mu kilka dni życia. Mógł umrzeć nawet dziś. To był ciężki rak- za późno zrobił badania, albo chciał z tym żyć tak, jakby go nie było. Dla mnie.. Kartka się rozmazała i wszystko wokół także. Czemu mi nie powiedział... Zrobilibyśmy to. Wygralibyśmy to. Nie mam do niego żadnego żalu, wiem, że to trudne.. Moja mama powiedziała nam też kilka dni przed śmiercią, żeby niepotrzebnie nas nie martwić... Moja mama była podobna do Harrego. Nie z wyglądu, ale z wnętrza serca..Starała się zawsze jak najlepiej, żeby uszczęśliwiać.  Była najlepszą mamą na świecie.
-Caroline, ja...- usłyszałam Harrego.
-Harry, przepraszam, nie powinnam..- rzuciłam pudełko do szuflady.
-Nie, dobrze zrobiłaś...- jego głos był pusty.
-Powinnam pójść spać, już późno..- starałam się nie rozpłakać.
-Muszę jechać do szpitala.. Czuję się tak słabo...- oparł się o framugę drzwi i ciężko sapał, pokaszlując.
-Usiądź !- rozkazałam mu.- zaraz jedziemy. Nie powinieneś się męczyć.
 Dałam mu wody. Złapałam kluczyki i pomogłam Harremu wsiąść do samochodu. Szybko jechałam, nie zważałam na ograniczenie prędkości. Nie wiem, ile przepisów złamałam, musiałam go tam dowieźć. Nie przejmowałam się, że Harry cały czas krzyczał, żebym zwolniła, bo mu na mnie zalezy.. Nie wiem czy to można było nazwać krzykiem. Był za słaby, żeby wydobyć z siebie coś więcej niż cichy pisk. Szybko zaparkowałam pod szpitalem i wzięłam go pod ramię. Żeby jak najszybciej dostać się do budynku, podniosłam Harrego i wzięłam na ręce. Nie był ciężki, ponieważ tak zmarniał, że ważył może z czterdzieści kilo. Wpadłam w biegu.
-Szybko ! Lekarza !- darłam się ze łzami w oczach trzymając go, bezbronnego.
 W jednej chwili podszedł do nas wysoki lekarz ubrany w biały fartuch i z maską na ustach.
-Witam, Panie Styles. Proszę za mną...
-Proszę mówić mi Caroline.
-Dobrze, więc proszę za mną, Caroline.- spokojnie powiedział lekarz.
 W drodze do sali lekarz i Harry zamienili kilka zdań o czymś, o czym nie wiedziałam.
-Tutaj się półóż.- wskazał na duże łóżko szpitalne, posłane białą pościelą.- na łóżku masz ubrania, przebierz się. Jeśli będziesz potrzebował pomocy, proszę wołaj.
-Dobrze. Do widzenia.- ledwo podniósł kąciki ust, a one od razu opadły.
-Harry, pomóc Ci?- spytałam. Widziałam, że on sam ledwo trzyma się na nogach, taki był wycieńczony..
 Nic nie jadł ostatnio. Bladł, bladł, bladł. Dzisiaj, po tym spacerze w parku, stracił wszystkie siły i wyglądał jeszcze gorzej. Ale wiem, że był szczęśliwy. Teraz będzie ze mną zawsze, poprzez te oświadczyny.
 Pomogłam mu się ubrać i usiadłam obok niego na plastikowym krzesełku.. On położył się wygodnie na łóżku. W końcu zasnął. Ja wsłuchana w tę ciszę też przysnęłam, na krzesełku.
 Obudziło mnie ciche szlochanie.
-Harry?- spytałam.
-Przepraszam, przepraszam, przepraszam..- mówił jednym tchem co chwilę łkając.
-Nie przepraszaj mnie, już Ci mówiłam, że to nie Twoja wina..- stałam nad nim i szeptałam mu to do ucha, wkładając cały wysiłek w to, żeby nie popłakać się.
-Chodź tu do mnie.. Jeśli umrę, chcę być przy Tobie..- jego głos się łamał.
 Położyłam się obok niego, a on otulił mnie swoimi ramionami, które nie były już tak silne jak zawsze..
-You only win, if you...- uścisk się rozluźnił i nie poczułam już jego bijącego serca.. Już nigdy więcej go nie poczułam.
-Don't give up...- dokończyłam i wybuchłam takim płaczem, że nie mogłam się opanować. Miałam w sobie jeszcze trochę nadziei i złapałam Harrego za ramiona. Trząsłam nim, ale on był tylko ciałem. Ciałem bez duszy. Był wiotki i wyglądał jak marionetka. Wiedziałam, że się nie poddał, że walczył do końca.
-Harry słyszysz mnie ?!- wyłam i krzyczałam.- Harry !!! Harry !! Harry...- cichym głosem przepełnionym smutkiem mówiłam.
-Przecież obiecałeś, że mnie nigdy nie opuścisz... Harry... obiecałeś...- moje łzy spływały na jego twarz, którą całowałam, a on nie odwzajemniał tego pocałunku.- obiecałeś...
 Wstałam w łóżka, spojrzałam na Harrego. Z jego twarzy zniknął smutek, grymas bólu.. Był tam od kilku minut, ale teraz liczyło się, że tam był. Wreszcie szczęśliwy, od tych miesięcy. Już nigdy nie zachoruje. Zawsze będzie pięknym i młodym, dwudziestoletnim Harrym Stylesem. Na zewnątrz byłam rozgoryczona, ale w środku cieszyłam się, że on jest w końcu szczęśliwy.. Chociaż beze mnie nie będzie tak szczęśliwy.. Wiem to, ponieważ codziennie mi to mówił. Codziennie mówił mi, że jestem mu potrzebna jak tlen. Zostawiłam go tam. Ostatni raz pocałowałam i powiedziałam 'KOCHAM CIĘ'.
-Panie Holt.. ?- powiedziałam w pusty korytarz.
-Pana Holta nie ma w tej chwili. Jest zajęty.. Co się stało?- spytała miła pielęgniarka.
-Umm.. On.. on..- moje oczy zaszły łzami.
-Umarł ? Ehh... Harry ?- zapytała.
-Tak.. Skąd Pani go zna ?
-Każdy tu go zna.. Pomagał tutaj ludziom chorym, kiedy był jeszcze małym chłopcem. Przychodził tutaj raz w tygodniu. Pocieszał te wszystkie dzieci chore na nowotwory, białaczki.. Bawił się z nimi, lubił to.- opowiadała z uśmiechem na ustach.
-Boże.. A sam umarł na tę chorobę..- cienko szepnęłam..
 Harry kiedyś wspominał, że pomagał uszczęśliwiać dzieci chore na raka. Nie mówił, w którym szpitalu.. Teraz zrobiło mi się tak bardzo smutno, przez to jedno zdanie od pielęgniarki.. Smutno, ale jednocześnie tak lekko na duchu.. On naprawdę był wspaniały i jedyny w swoim rodzaju.. Nie dało się go nie lubić. Nie dało się go nie kochać.
-Pójdę po Pana Holt. Proszę poczekać.- słabo się uśmiechnęła..
 Wszyscy byli przytłoczeni jego śmiercią. Był taki młody, mógł jeszcze zrobić tyle rzeczy ! Czemu Bóg zabiera do siebie ludzi tak dobrych? Tak młodych? Nie rozumiem tego.. Nigdy nie zrozumiem. Siedziałam na ławce i zastanawiałam się nad sensem swojego życia. Harry swoją śmiercią zabrał część mojego serca zdolną do kochania, zdolną do cieszenia się i zdolną do prawdziwego uśmiechu. Zabrał część mnie. Tą dobrą. Teraz został smutek. Nie wiem ile jeszcze tak pociągnę... Patrzyłam na mój pierścionek, który Harry codziennie całował. Patrzyłam i płakałam..
-Caroline ? On...- doktor nie dokończył zdania.
-Tak.. Teraz jest tam, w lepszym świecie..- dodałam zaciskając powieki, dając łzom swobodnie wydostać się z moich zielonych tęczówek..
-Zdecydowanie.- objął mnie ramieniem.- jestem pewny, że teraz na Ciebie patrzy. Tęskni i czeka. Że na Ciebie będzie czekał wieczność.
-Tak Pan myśli?- spojrzałam na niego,a on kiwnął głową.- chciałabym tutaj przychodzić codziennie i pomagać chorym.. Czy mogłabym.. Tak jak Harry.. No wie Pan..- plątałam się.
-Czemu nie? To piękne pomagać ludziom.. Mamy tutaj mało takich osób.
-Mogę zacząć od jutra?- spytałam się. Coś we mnie chciało, żebym się cieszyła, ale nie mogłam.
 Zwyczajnie było za wcześnie, żeby się cieszyć. To było za świeże.

 Dwa dni po jego śmierci, odbył się pogrzeb. Ubrałam się w czarną sukienkę do kolan i założyłam piękny, czarny płaszcz Harrego. Do tego idealnie wyglądał jego czarny kapelusz. Lubiłam przebierać się w jego ciuchy, były takie wygodne i ogólnie mielśmy ten sam rozmiar. Luźne ciuchy był moimi ulubionymi. Na pogrzeb ubrałam także jego elegancie ciuchy, ponieważ chciałam mu oddać tym cześć.. Oddać to, że pamiętam nasze wspólne chwile.
 Ceremonia była naprawdę piękna.. Zjawiła się cała rodzina, nawet osoby, których nie znałam. Ale jego znali wszyscy z zebranych. Każdy miał swoją osobną historię związaną z Harrym. Każdemu pomagał i pocieszał w trudnych chwilach. Na uroczystości żałobnej nastrój był bardzo nostalgiczny. Niektórzy śpiewali smutne piosenki. Ja bardzo lubiłam z nim śpiewać piosenki, najczęściej o miłości.  Dziś specjalnie zabrałam z domu jego piękną, akustyczną gitarę. Miała kilka lat, ale nadal dźwięki pieknie z niej płynęły.. Kiedyś Hazz mnie uczył grać, ale nie potrafiłam zagrać nic innego, jak War Is Love. Zdecydowałam, że wyjdę na scenę i właśnie specjalnie dla niego tą piosenkę odtworzyć, razem ze wspomnieniami z nią związanymi.
 Wstałam ze swojego miejsca. Wyjęłam gitarę z pokrowca i wzięłam krzesło. Usadowiłam się wygodnie w miejscu, gdzie dla każdego byłam widoczna. W sali zrobiło się cicho i niezręcznie. Byłam trochę zdenerwowana. Nawet bardzo. Wzięłam głęboki oddech i pierwsze idealne dźwięki gitary otuliły mnie swoim pięknem. Zaczęłam śpiewać, wkładając w to wszystkie swoje uczucia. Każde słowo miało dla mnie tak wielkie znaczenie.. Każde słowo tej piosenki przeżywałam, bo każde było związane z jakimś wspomnieniem.. Związane z Harrym. Kiedy zbliżałam się do ostatniego aspektu, ostatniego refrenu, mój głos łamał się, przez łzy spływające mi do ust nie mogłam śpiewać już wyraźnie.. Przy przed ostatniej linijce nie mogłam dalej wytrzymać i cicho wyszeptałam ostatnie słowa piosenki.. :

You only win, if you don't give up
Cause love is war and love is war...

 Ostatnie słowa Harrego... Wszystko we mnie ożyło i zaczęłam szlochać.. Łzy spoczęły na gitarze.. Przytuliłam się do płaszcza, który pachniał Hazzą... Mocno płakałam, a ludzie podchodzili i przytulali. Od wszystkich słyszałam tylko wymuszone ''będzie dobrze''. Nie będzie dobrze. Nigdy nie będzie dobrze, bez niego.
 Wróciłam do domu i znowu zakopałam się w łóżku. Ubrałam dresy Harrego i jego luźny T-shirt.. Rozpuściłam włosy i miałam zamiar zasnąć. Byłam zmęczona płaczem, powieki same mi opadały. Wsłuchiwałam się w głos Harrego, który odbijał się echem w mojej głowie. Jego piosenki, jego wyznania.. Cichutko płakałam w poduszkę. Nie hamowałam łez, pozwoliłam im moczyć poduszkę. Z wymęczenia skończyły mi się już łzy i zasnęłam.
 Obudziłam się z bólem głowy.. Nie wiedziałam co się dzieje. Wstałam, ale zachwiałam się i z powrotem upadłam na łóżko.
-Ale boli.. Muszę wziąć tabletki..- ponownie wstałam i przytrzymałam się szafy.
 Sięgnęłam po paczkę z tabletkami i połknęłam dwie.
-Powinno mi przejść za jakiś czas...- znowu się położyłam.
 Spojrzałam na zegarek. Była 13:37.
-O nie ! Muszę się pośpieszyć, nie zdążę do szpitala. Niech to szlag trafi tą głowę.- wymamrotałam gniewnie.
-Harry, gdybyś teraz tu był, na pewno byś wiedział co zrobić.. Na pewno...- byłam bliska płaczu.
 Zostały po nim rzeczy materialne, ale tych niematerialnych nikt nie może mi zabrać; moich wspomnień. Najwspanialszych chwil mojego życia. Zrozumiałam, że ja tak za nim tęsknie, że nie wychodzę z domu od kilku dni. Postanowiłam, że to zrobię. Zrobię to. Pomimo silnego bólu głowy zwlekłam się z wygodnego łóżka i podeszłam do ubrań. Wybrałam te same, co miałam w dniu... Hmm... przechadzki po parku, ostatniej, z Harrym.. Ubrałam jego zgniło zielony płaszcz. Kremową czapkę... Tak uczesałam włosy, jak lubił mi je układać...

''-No proszę, zrób tak ! Podoba mi się taka fryzura, a mam za krótkie włosy !- krzyczał.- wykorzystam Twoje!
-No dobrze, dobrze ! Zrób mi, bo ja nie umiem tak idealnie..- zachichotałam. 
 Zaraz poczułam jego ciepłe dłonie wplątujące się w moje kasztanowe włosy. Obserwowałam w lustrze jak przeczesuje je i układa, wytykając przy tym język, maksymalnie się skupiając. Nie wytrzymałam, nie umiałam powstrzymać nagłego śmiechu.''

 O Boziu, a ja go chciałam opuścić, przez to, że jego wygląd przez raka się pogorszył, bo myślałam, że to przeze mnie. Byłoby to nawiększe głupstwo w moim życiu. Zostawić go samego z tą okropną chorobą. Jak dobrze, że on mnie zatrzymał. Jak dobrze, że on to potrafił.
 Wyszłam w domu. Poruszanie się sprawiało mi jeszcze trud, bo bóle głowy zawsze miałam silne. Oparłam się o drzwi i szukałam komórki, której nie mogłam w kieszeni znaleźć za nic.
-Cholera, została w domu.- westchnęłam i z powrotem otworzyłam drzwi.
 Szukałam, szukałam i szukałam, ale nie było jej nigdzie. Zajrzałam pod kołdrę, pod szafkę. Zajrzałam pod łóżko. Zobaczyłam jakieś kartki.
-Oh ten Harry, mój bałaganiarz !- na mojej twarzy od kilku dni nie zagościł choćby zarys uśmiechu, teraz na krótką chwilę próbowałam to zmienić, ale tylko na chwilę.
 Telefonu nie znalazłam, ale wyciągnęłam kartki z ciekawości. Włożyłam je do kieszeni płaszcza i dalej penertowałam mieszkanie w poszukiwaniu komórki.
-O, jest !- leżała na.. zlewie ?- Okej ...
 Wstukałam numer szpitala.
-Dzień Dobry, tutaj Caroline. Niestety nie mogę dziś przyjść.. Przepraszam. Nie przyjdę już nigdy...- rozłączyłam się, nie czekając na odpowiedź.
 Wzięłam aparat, włożyłam do kieszeni. Wreszcie wyszłam. Spacerkiem doszłam do NASZEGO parku i odnalazłam naszą ławkę... Usadowiłam się na swoim miejscu, po lewej.. Taak.. Wyciągnęłam z kieszeni aparat. Oglądałam nasze wspólne zdjęcia, były takie piękne... Tak mnie wzruszyły, że co chwilę musiałam przecierać załzawione oczy i pociągać nosem. Doszłam do ostatniego zdjęcia.. Stałam na przeciwko Harrego, a on mnie całował. Przypomniałam sobie, co wtedy mi powiedział..

''-Kocham Cię, nawet nie wiesz jak bardzo cholernie Cię kocham..''

 Po czym się rozpłakał. To było takie realne w mojej głowie, że sama zaczęłam płakać, tak samo jak wtedy. Kompletnie zapomniałam o mocnym bólu głowy.
 Byłam sama. Jeszcze dokładnie obejrzałam się, czy ktoś nie kręci się wokół. Zresztą było tak chłodno, że ludzie woleli zostać w domach i grzać się do swoich partnerów... Ja nie miałam już do kogo się grzać, ta myśl mnie zabijała. Schowałam aparat i wstałam. Pokręciłam się jeszcze po parku, odwiedziłam wszystkie ważne dla mnie w nim miejsca. Stanęłam przy drzewie i odnalazłam miejsce z zapisanymi inicjałami. Wyjęłam mały nożyk i nastrugałam tam wiadomość.

''Drogi Harry, nie ma Cię, nie ma mnie, kocham na zawsze, czekaj na mnie.''

 Odłożyłam go w bezpieczne miejsce i z powrotem udałam się na ławkę. Także usiadłam po lewej. Coś mi zaszeleściło w kieszeni i przypomniałam sobie o kartkach. Wyjęłam je. Na każdej zapisany był refren jakiejś piosenki, którą mi zawsze grał... Czytałam i śpiewałam płacząc. Umiałam wszystkie na pamięć, tyle razy mi je grał. Nie było dnia bez gitary. Ostatnia kartka była większa i miała więcej słów. To był list..

Najdroższa Caroline.
 Piszę do Ciebie ostatni list. Nie będzie on długi, wręcz przeciwnie, to tylko kilka słów ode mnie. 
Kocham Cię, to wiesz. Napisałem to ostatni raz. Jeśli znalazłaś ten list, to nie będę Cię zanudzał pisaniem, ale to co mam Ci do powiedzenia, powiem jak Cię zobaczę i już nigdy nie opuszczę, OBIECUJĘ. Musiałem Cię opuścić, żeby zostać z Tobą na zawsze. NIKT NIE KOCHAŁ CIĘ TAK, JAK JA CIĘ KOCHAM. Wiem, ten list nie ma sensu. Mam 37 stopni gorączki i ledwo widzę kartkę. Zapewne gdy czytasz ten list, nie ma mnie już na Twoim świecie..

Pozdrawiam i czekam,
Twój Harry.

 Zostawił nawet list.. Jaki on był cudowny. Nie ma już takich osób... I nie będzie. Ucałowałam kawałek papieru, ostatniej pamiątki po nim. Wygrzebałam z kieszeni jakieś tabletki Harrego. Zapewne jakieś przeterminowane, on nigdy nie opróżniał kieszeni. Teraz mu za to dziękuję. Nie wiedziałam nawet, na co one są, nie obchodziło mnie to. Świat bez Harrego mnie już nie obchodził. Był pozbawiony jakiegokolwiek życia, jakby wszystko stanęło w miejscu i nie zamierzało się ruszyć. Bez niego byłam pustką. Czarną pustką.
 Łykałam każdą po kolei, czując jak moje powieki robią się ciężkie i świat zamienia się w czarną dziurę. Położyłam się na ławce. Ostatnie co zobaczyłam na tym świecie to samotny kotek, który przypałętał się i zaczął lizać moją rękę. 
-Zaraz będę, kochanie !- wyszeptałam i poczułam ostatnią łzę. 
 Teraz nie ma innej opcji, jestem szczęśliwa w 50-ciu procentach. Harry to druga połowa. Zasnęłam na wieki ! Ale obudzę się w lepszym świecie.
-Wyłącz to świ- przerwałam w półsłowie, ponieważ zobaczyłam roześmianego Harrego.
 Mojego Harrego !
-Czy.. to ... ty?- wyszeptałam.
-Tak, kochanie. I nie da się wyłączyć słońca !- roześmiał się i mnie przytulił.
-Jestem teraz tutaj..Na zawsze.. Z Tobą?- nadal to do mnie nie dochodziło.
-Owszem. Na zawsze.- pocałował mnie tak jak kiedyś, a ja wplotłam ręce w jego długie loczki.
-Harry.. Twoje włosy, Twoje oczy, Twoja cera... Wszystko jak dawniej..- dziwiłam się.
-Tutaj wszystko jest jak dawniej, nie da się być nieszczęśliwym.- uśmiechał się od ucha do ucha, tak szczerze..
-Racja, bo ty jesteś.- zaśmiałam się. 
 Objęliśmy się.
-Tęskniłam.
-Tęskniłem.- wypowiedzieliśmy te magiczne słowo w tym samym momencie.
 Było przepełnione największym uczuciem jakie czułam. Cała moja miłość została jakby wlana do tego wyrazu. 
-Chodź, mama na Ciebie czeka..- puścił mi oczko, a ja uśmiechnęłam się tak szeroko, że czułam, jak ten uśmiech wrył się w moją twarz.






_______________________________________________________________________
Hej, hej trochę długi shot :P Włożyłam w niego całe serduszko ! Próbowałam napisać coś smutnego, ale chyba mi się nie udało.. Hmm.. Zdecydujcie sami. Zostaw po sobie jakiś ślad, najlepiej napisz komentarz <3 Miłego wieczoru, kochani ! I mam nadzieję, że włączyłaś/eś War Is Love :P

#Mrs.Styles

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz