sobota, 28 listopada 2015

Tak mam doła. Tak chcę się wyżalić. Tak długo nic nie pisałam. Tak wiem jest beznadziejna.

Znów mam doła. Już się do tego przyzwyczaiłam. W głowie mam cały czas jedno zdanie "Jestem beznadziejna". Czasami jeszcze do pary przychodzi "Jesteś nikim, nikt cię nie kocha". I wiem, że to prawda. Niby moja rodzina mnie kocha, ale i tak jesteśmy strasznie od siebie oddaleni. Nie wiedzą, co przeżywam, jak się czuję, co myślę. Często śmieją się z tego, że lubię 1D, a ja niestety jestem strasznie wrażliwa.

Wiele razy przez moją głowę przeszła myśl o zrobieniu coś sobie. Lecz jeszcze nigdy tego nie zrobiła. Bo chłopcy odciągali ten pomysł ode mnie. Pomagali mnie. Nie mam pojęcia jak sobie poradzę bez nich. Przez te cholerne 9 miesięcy.

Nie oczekuję od was litości. Po prostu chcę się wygadać. A tak właściwie wypisać :P. Ehhh... jestem beznadziejna. Pewnie jeszcze nie raz to napiszę. Ale taka jest smutna prawda. Mam wiele kompleksów i są one prawdą. Jestem pieprzonym grubasem. Mam gówniany charakter. Jestem cholernie głupia. Wszystko co najgorsze to właśnie ja.

Mam ochotę płakać, ale mam kurewskich gości. Przyjechali, bo andrzejki..... A ja siedzie sama w pokoju z laptopem na kolanach i to piszę. Kuzyn przychodzi od czasu do czasu i pyta się co robię. Ale ja tak bardzo nie chcę, żeby przychodził. Chcę być sama. Choć mi tak nie grozi wielkie zainteresowanie od strony innych. Pewnie zostanę sama. Sama na tym okropnym świecie. Biedna, zdesperowana, mieszkająca pod mostem. Nie widzę dla siebie większej przyszłości.

Niby mam w planach wyjazd do Anglii i tam zacząć studia, ale czy naprawdę wierzę, że mi się to uda? No właśnie. Pewnie nie będę miała pieniędzy, a nawet jeśli jakimś cudem tak.... pewnie nie poradzę sobie z nauką. Nie cierpię się uczyć... Może to dlatego, że muszę się uczyć czegoś co mnie nie interesuję... Może. Ale to nie ma znaczenia co mnie ciekawi, a co nie. I tak muszę się tego uczyć. Tak działa szkoła.

Nie potrafię być dobrą przyjaciółką. Zawsze coś zepsuję, zawalę, zniszczę. Nie umiem pocieszać. Jestem w tym wręcz beznadziejna. Nie umiem dać dobrej rady, bo nie wiem jak to jest znaleźć się w takich sytuacjach. Nie mam nawet małej namiastki tego uczucia jakie czujesz.
Wiele osób pyta się mnie o sprawy sercowe, ale co ja mam poradzić? Nigdy się nie zakochałam. Nigdy nie poczułam tego uczucia. O miłości wiem tyle, ile piszę w tych durnych ff.

Podsumowując... Jestem do bani. Jestem na samym dnie.

poniedziałek, 16 listopada 2015

niedziela, 1 listopada 2015

ONLY ONCE?

Witam !

CHCIAŁAM ZAPROSIĆ NA WATTPADA. ZACZĘŁAM PISAĆ SERIĘ ONLY ONCE O LARRYM I TAKŻE ZACZĘŁAM WATTPAD MESSAGES LARRY. MAM NADZIEJĘ, ŻE WPADNIESZ!

NAZYWAM SIĘ CarolineStylinson69

#Mrs.Styles

niedziela, 11 października 2015

Wattpad :)

ZAPRASZAMY NA WATTPAD'A !

Tam pojawiają się wszystkie ff, na bloggerze już nie przesiadujemy, lepiej jest na Wattpad'zie :') Chyba nas rozumiecie ? :)  Możecie nas polecić gdzieś, jeśli podobają Ci się nasze opowiadania. Trochę pogwiazdkować, pokomentować, poczytać, zaobserwować, dodać do biblioteki te ff, które warte są Waszej uwagi i są ciekawe ?? :) Mamy jeszcze dużo projektów, pomysłów na opowiadania. To dopiero początek !

FOLLOW AND SHARE US ^^


#Mrs.Styles
#Mrs.Horan

środa, 23 września 2015

Infinity

ONE DIRECTION- INFINITY

[Niall]

Down to earth,
Keep 'em falling when I know,
It hurts,
Going faster than a million miles an hour,
Trying to catch my breath,
Someway, somehow.

Down to earth,
It's like I'm frozen,
But the world still turns,
Stuck in motion,
But the wheels keep spinning 'round,
Moving in reverse with no way out.

[Liam]

And now I'm
One step closer to being,
Two steps far from you,
And everybody wants you
Everybody wants you.

[Harry]

How many nights does it takes to count the stars?
That's the time it would take to fix my heart,
Oh, Baby, I was there for you,
All I ever wanted was the truth, yeah, yeah

How many nights have you wished someone would stay?
Lay awake only hoping they're okay,
I never counted all of mine,
If I tried, I know it would feel like infinity,
Infinity, infinity, yeah,
Infinity.

[Liam]

Eyes can't shine,
Unless there's something burning bright behind,
Since you went away,
There's nothing left in mine,
I feel myself running out of time.

[Louis]

And now I'm
One step closer to being
Two steps, far from you,
And everybody wants you,
Everybody wants you.

[Harry]

How many nights does it take to count the stars?
That's the time it would take to fix my heart,
Oh, Baby, I was there for you,
All I ever wanted was the truth, yeah, yeah,

How many nights have you wished someone would stay,
Lay awake, only hoping they're okay,
I never counted all of mine,
If I tried, I know, it would feel like infinity,
Infinity, infinity, yeah, 

Infinity (Infinity, infinity, infinity),
Infinity (Infinity, infinity, infinity),
Infinity (Infinity, infinity, infinity).

[instrumental breake]

[Harry]

How many nights does it take to count the stars?
That's the time it would take to fix my heart,
Oh, Baby, I was there for you,
All I ever wanted was the truth, yeah, yeah,

How many nights have you wished someone would stay,
Lay awake, only hoping they're okay,
I never counted all of mine,
If I tried, I know, it would fell like infinity (infinity),
Infinity (infinity), infinity, yeah,
Infinity.



#Mrs. Styles

Accept me, please... PROLOG

-Jedzenie na stole.- burknęła Anne.
Anne to moja mama. Nie mówię do niej mamo, ponieważ ona do mnie kompletnie nie ma szacunku i traktuje jak śmiecia. Jakby nie mogła zrozumieć, że ja nie chcę się nazywać Hannah, tylko Harry. Nie chcę być dziewczynką, tylko chłopczykiem. Mam osiemnaście lat i jestem pewna na sto procent, że tego chcę.
-Głucha jesteś ?- krzyczy.
-Już idę, idę.- mamroczę pod nosem zeskakując po schodach.
Jemy w ciszy, nawet na nią nie patrzę. Chcę zjeść jak najszybciej i znów zamknąć się w swoim pokoju.
Lubię leżeć na łóżku ze słuchawkami w uszach, a wtedy wyobrażać sobie; Jak będę wyglądać? Jaki będę mieć głos? Czy będę ładny? I tutaj wybucham śmiechem, myśląc o dodatkowej części ciała. Trzęsę się z rozbawienia i kręcę głową.
-Hmm.. Jak Ci minął dzień..- tutaj patrzy na mnie i przełyka wielką gulę w gardle.- Harry ?
Otwieram szeroko usta i patrzę na nią. Czekam na jej wredny uśmieszek i kpiący wyraz twarzy. Ani to, ani to nie nadchodzi. Czekam na wyzwiska, którymi zawsze mnie obrzucała, kiedy widziała moje rysunki. Nic.
-Ymm.. D-dobrze. A Tobie..- także przełykam.- Mamo ?
Na 'mamo' jej twarz od razu łagodnieje i wydaje się być mniej spięta. Dawno nie wypowiedziałam tego na głos. Od kiedy oficjalnie oświadczyłam w domu, że czuję się Harrym. Będzie to już jakiś rok.
-W miarę może być.- ocknęła się i .. uśmiechnęła się !
Spuszczam ponownie zakłopotany wzrok na mój talerz, na którym panuje kolorowy bałagan. Przez chwilę bawię się grzebiąc widelcem w posiłku i podpierając się na łokciu.
-Kochanie, ja.. czy mogłabyś.. opowiedzieć mi? Jak to jest?- jej policzki zrobiły się czerwone, a usta drżały.- i ja strasznie Cię przepraszam..- tutaj głos jej się trochę załamał.
-Nic się nie stało.. Naprawdę. Dokończmy obiad. Wtedy Ci wszystko wytłumaczę.- uśmiechnęłam się zachęcająco.
Skinęła głową. Na jej twarzy wymalowała się ulga pomieszana ze smutkiem. W szybkim czasie skończyłam jeść i odstawiłam talerz do zlewu.
-Dziękuję, było bardzo smaczne.- milutko powiedziałam.
Widziałam, że jej ciepłe spojrzenie wyraża więcej, niż tysiąc słów.
-Poczekam na Ciebie w pokoju. Jeśli będziesz gotowa, zapraszam.- zachichotałam i poszłam na schody, przeskakując co drugi stopień.
Wpadłam do pokoju cichutko zamykając drzwi. Wyjęłam telefon i skleciłam na prędce krótkiego SMS'a.
Do LouBear: Hej, Lou ! Anne chyba zrozumiała. Wiesz o co mi chodzi. Będzie ze mną rozmawiać ! Dam znać, jak sprawy się potoczyły. Do zobaczenia xxx
Wysłałam i wrzuciłam telefon pod poduszkę, aby stłumić wibracje, gdy odpisze. Ułożyłam się wygodnie na mięciutkim i wygodnym łóżeczku z zeszytem i ołówkiem w ręce. W międzyczasie, kiedy Anne jeszcze nie ma, porysuję coś. To naprawdę odstresowuje.
Chwilkę później poczułam lekkie wibracje. Wytargałam telefon spod poduszki i kliknęłam odblokuj. Przesunęłam palcem po ekranie. Wybrałam otwórz wiadomość.
Od LouBear: Ojej, to wspaniale ! Bardzo się cieszę, trzymam kciuki. Nie schrzań tego ! Do zobaczenia, czekam xxx
Już miałam odpisać, gdy nagle usłyszałam ciche, nieśmiałe pukanie.
-Wejdź, mams.- zaśmiałam się na to przezwisko.
Weszła do pomieszczenia z ciepłym uśmiechem i oczyma ukazującymi dobre zamiary wobec mnie. Ostrożnie i delikatnie stąpała w moją stronę. Podniosłam się i usiadłam. Anne przycupnęła na rożku materaca, kładąc swoje spracowane dłonie swobodnie na udach.
#Mrs.Styles

Przepraszam, że jest białe. Nie mam czasu aby przepisywać z wattpada ! Tutaj rozdziały będą dodawane regularnie i częściej ! --> NASZ WATTPAD ^^

Accept me, please..

Jestem nieszczęśliwa w swoim ciele, nie czuję się w nim dobrze. Nikt tego nie potrafi zrozumieć, nikt się nawet nie stara zaakceptować mojego wyboru. Ale ja już wiem, że żeby być szczęśliwa, zrobię wszystko. A raczej, żebym był szczęśliwy, zrobię wszystko.



NOWA SERIA PISANA WYŁĄCZNIE PRZEZE MNIE. PRZEPRASZAM ZA TE BIAŁE W TLE, PO PROSTU NIE MAM CZASU NA PRZEPISYWANIE Z WATTPADA.. TUTAJ ROZDZIAŁY BĘDĄ DODAWANE SZYBCIEJ I REGULARNIE --> NASZ WATTPAD

#Mrs.Styles

niedziela, 13 września 2015

Through The Dark

-Śpisz?- cichutko szepnąłem i pogładziłem kciukiem jego policzek.

-Louis, co jest powodem, żebyś budził mnie w środku nocy?- spytał wpół przytomny.

-Oj Harry.. Nie mogę spać.- narzekałem, nadal gładząc jego miękki policzek.

-Co ja Ci na to poradzę?

-Hmm...- bawiłem się jego długim loczkiem.

-Hmmm?- zamruczał zmęczony.

-Zaśpiewaj mi coś, proszę !- błagałem.

-Czy ty wiesz, która jest go-

-Dobranoc w takim razie.- udałem obrażonego i odwróciłem się plecami do niego.

 Udawałem, ponieważ to zawsze na niego działało i zwyciężałem tym, ZAWSZE.

-Oj słodziaku. No dobrze.- dał za wygraną, zresztą jak zawsze.

 Potajemnie się uśmiechnąłem i przytuliłem Hazzę. Podniósł się i usiadł. Pomasował się po karku, przeciągnął i ziewnął.

-Co mam Ci zaśpiewać?- spytał ze zmęczeniem w głosie.

-Co chcesz.- leżałem na brzuchu podparty łokciami i wymachiwałem nogami.

-Nie pomagasz, Lou.- Harry jeszcze raz ziewnął, ale na jego twarzy zagościł mały uśmiech.

-No to może... Little Things ?- spytałem rozmarzony.

-Kocham ją ! Oh, BooBear. -rozweselił się.

-Wiem, wiem, kochanie.- szepnąłem z ustami wykrzywionymi w dzióbek.

 Położyłem się na jego wyciągniętych, długich nogach i wsłuchiwałem się w piosenkę, sam czasem udając drugi głos.

And I'm in love with Lou,
And all his little things..

 Zakończył i pocałował mnie w czoło. Byłem teraz taki śpiący.. Przyczepiłem się do nagiej klatki piersiowej Harrego niczym miś koala i gładziłem jego motylka na środku torsu. Był to mój ulubiony tatuaż na jego ciele. Hazz delikatnie zachichotał i przyciągając mnie mocniej do siebie. Ziewnął po raz kolejny, a ja razem z nim. Zaraz odpłynęliśmy do krainy snów.

 Rano obudziłem się sam w łóżku. Było to dziwne, ponieważ zawsze zostałem budzony przez lekkie muśnięcie ust. Hmm.. Naciągnąłem dresy i poszedłem na dół.

-Haaaarry !!- krzyknąłem wchodząc do salonu.

 Cisza. Nikt się nie odezwał. Poszedłem do kuchni.

-Haaarry, kochanie !- zawołałem, ale nadal nic.

-Cholera, Harry, nie rób sobie ze mnie jaj.- trochę się zdenerwowałem.

 Postanowiłem, że do niego zadzwonię. Odrzuciłem ten pomysł, bo jego telefon leżał na stole.

-Gdzie ty do cholery jesteś. Zadzwonię do Nialla.- wybrałem numer i od razu odebrał.

-Hej, Lou, co jest?- spytał trochę zdezorientowany.

-No, emm.. Harry mi zniknął.- wykrzywiłem głowę i podrapałem się po szyi.

-Ymm, nie wiem gdzie on może być..- odpowiedział po dłuższej przerwie.- spytam chłopców.

-Okay. Czekam.- usiadłem na krześle w kuchni.

-Nie widzieli. Sorki, LouLou.- trochę się zmartwiłem.

-Dzięki. Do zobaczenia, bro. Pozdrów resztę.- rozłączyłem się.

 Gdzie do cholery jest Harry.

-Harry, Harry, Harry, obiecuję, że Cię zabiję. Stresujesz mnie z samego rana !- pomyślałem.

 Narzuciłem pierwszy lepszy T-shirt, zimowy płaszcz  i wyszedłem na dwór. Chłodny wiatr połaskotał moją skórę, a jasne słońce na moment oślepiło. Śnieg tak pięknie się mienił w żółtym blasku.

-Ahh, ładna pogoda. Ale gdzie Harry ?!- chodziłem po okolicy i wsłuchiwałem się w ciszę.

 Była ósma, a Harry do rannych ptaszków nie należał. Kurwa, boję się. Tak samo jak wtedy, wyszedł do sklepu a wrócił nad ranem, nawalony jak szpak. No, może sam nie wrócił, Liam i Zayn musieli mu pomóc. Bełkotał, że mnie kocha i, że kupił nam wódkę, ale po drodze ją wypił. Kłamał, to oczywiste, on nie umie kłamać. Jeszcze taki najebany.

 Chodzę już tak z pół godziny, pytam wszystkich napotkanych, czy nie widzieli wysokiego bruneta z burzą kasztanowych loków, ale nikt nie wiedział o kogo chodzi. Yhh, minusy przeprowadzek z miejsc, gdzie każdy Cię zna.. Tęskniłem za domem, ale tam mieszkałbym sam. A tutaj mam mojego Harrego... Będę go miał, jak go cholera znajdę.

-Nosz ja nie mogę, gdzie ty jesteś !- krzyczałem zbliżając się do domu.
 Zgłodniałem,a jak on też zgłodnieje, to wróci. Szybkim marszem skierowałem się do naszego mieszkanka. Wszedłem do kuchni i udałem się w stronę lodówki. Jak na ironię, Harry zostawił karteczkę.. Oh, jaki ja jestem ślepy.

Witaj kochanie, nie martw się o mnie. Jeśli jeszcze nie ma godziny dwunastej,
skocz do sklepu po mleko, masło i śmietanę, nie pytaj, po prostu idź.
 Harreh.

 Stałem z tą kartką w rękach i wybuchnąłem śmiechem. 

-Po co mu to ? Jeszcze ma wymagania dupek jeden. Przed dwunastą ! Ho, ho, a jak nie zdążę ?- gadałem do siebie jak jakiś idiota i zanosiłem się co chwilę śmiechem.

 Wyciągnąłem Coca- Colę z lodówki i jakieś tam chipsy z szafki. Wyścieliłem się na fotelu przed telewizorem i chrupiąc moje paprykowe przysmaki, przewijałem kanały. Trafiłem na Animal Planet. Bardzo lubię oglądać zwierzęta, szczególnie takie dzikie. Oglądałem w skupieniu, ale nagle zadzwonił telefon.

-Szlag.- otrzepałem dłonie w spodnie i ruszyłem po telefon.

-Halo ?

-Bro, możesz iść mi do sklepu po lody?- spytał Nialler.

-Ja pierdolę, Neil, czemu ja?- jęknąłem mu do słuchawki.

-Bo tylko ty potrafisz mi wybrać takie fajne lody.- zaśmiał się do słuchawki i wiedziałem, że gdy to mówił, świeciły mu się oczy.

-Okeeej, ile mam czasu?- oparłem się o blat.

-Nie chcę żebyś za długo zwlekał.. Pół godziny?

-Dobrze Niallku, będę z Twoimi lodzikami za pół godzinki.- wydurniałem się.

-Kocham Cię, BooBear.- cmoknął do słuchawki i obaj wybuchliśmy śmiechem.

-Oj dziecko.. Narazie.- pokręciłem głową i rozłączyłem się.

 Ah te lody. Przy okazji kupię Loczkowi mleko, masło i śmietanę. Wyszedłem z domu i udałem się do sklepu. Po drodze rozmyślałem nad tym, co Hazz będzie robił z tym i jak będzie seksownie wyglądał, gdy będzie gotował..

Wziąłem koszyk i pakowałem do niego co było mi potrzebne.

-Okay, mleko, masło, śmietanka, lody... Hmm. Wezmę jeszcze więcej chipsów.- odruchowo spojrzałem na swój brzuch i odrzuciłem pomysł z chipsami.

 Według mnie powinienem schudnąć, bo nie wyglądam za dobrze. Hazz mówi mi, że jestem głupi. Twierdzi, że woli mnie teraz, niż żebym miał wyglądać jak wyschnięty badyl.  Wierzyłem mu, ale nie czułem się swobodnie na plaży, kiedy miałem ściągnąć koszulkę. Wtedy Harry przytulał mnie i mówił, że wyglądam świetnie.

 Dodawał mi zawsze otuchy, co ja bym bez niego zrobił ? Byłbym zakompleksionym dzieciakiem, do tego nie miałbym komu się wygadać.. Nie lubię rozmawiać o sobie, ponieważ to dla mnie trochę wstydliwe. Jestem nieśmiały, ale Harry ma w sobie takie coś, że od razu jak go poznałem, miałem ochotę powiedzieć mu wszystko co mnie trapi i opowiedzieć mu swoje życie od pierwszego oddechu. Hmm, zrobiłem tak w sumie, bo wiedziałem, że to jest ta osoba, która zostanie ze mną na całe życie, na dobre i na złe. Na początku wyobrażałem sobie nas jako najlepszych przyjaciół, bo nimi byliśmy przez dobrych kilka lat.. Pewnego dnia nie mogłem w sobie dusić tych uczuć. To mnie zabijało..

''-Słuchaj, Heri..- zacząłem, kiedy zaprosiłem go do domu, a on klapnął na kanapę.
-Słucham Lou, zawsze będę Cię słuchać.- uśmiechnął się.
-Ja już tak dłużej nie mogę..- zrobiło mi się gorąco.
-Co się dzieje?- wstał i podszedł do mnie na taką bliską odległość, że moje serce chciało wyskoczyć.
-Kocham Cię.- wyszeptałem i zacisnąłem mocno powieki.
-Ja Ciebie też, LouLou.- złapał mnie w talii i pocałował.
 Tak delikatnie. Myślałem, że śnię, chociaż nie chciałem, żeby to był sen. Zanim się obejrzałem, Harry ułożył mnie na łóżku nie przestając całować. Właśnie wtedy poczułem, że się go nie wstydzę. Oddaliśmy się sobie i od tej pory wiem, że to jest ten JEDYNY.''

 Przechadzałem się po sklepie oglądając, co można kupić, bo w domu trochę pusto. A może kupię jakieś ciasto.. Nieee, głupi jestem, przecież Harry nie lubi kupnych ciast. Serio, ale on ma wymagania.. Raz się takim ciastem zatruł, to fakt, ale żeby później nie jeść ich do końca życia? Cały ostrożny Hazz.

 Udałem się do kasy. Zapakowałem i zapłaciłem. Powoli szedłem i słuchałem, jak śnieg skrzypi pod butami. Niall jest dziwny, kupuje lody w zimę, a latem wpieprza tylko ciepłe rzeczy. Najlepsze jest to, że w lato je ciepłe lody ! Nie ogarnę człowieka, za to go uwielbiam, tak samo jak resztę tych debili.

 Z domu biło gorąco.. Mmm, kocham zimę, ale napalone w kominku, szczególnie wieczorami, to wspaniałe uczucie.. Wtedy jest taki świąteczny nastrój. Zresztą jutro wigilia.. O Matko, zapomniałbym o tym. A ja nawet prezentu nie mam, szlag ! Jest 9:30, mam czas.

 Pobiegłem do mojego ukochanego sklepu, gdzie zawsze kupuję coś chłopcom na święta. Niestety, te święta spędzę bez mojej szalonej rodziny.. Tylko ja i Harry.. Tęsknię za rodziną, ale na szczęście nie mieszkam sam i mam jeszcze kochanych, zwariowanych pozytywnie przyjaciół.

 Udałem się na dział zabawek, tutaj na pewno coś znajdę dla Nialla i Zayna. Naprawdę, oni kochają takie rzeczy. Znalazłem klocki LEGO dla Niallera, jak on je kocha układać. Ma taką kolekcję, że sam już nie wiem co on z tym robi. Ale on wygląda tak radośnie, kiedy łączy klocki z zapałem i tym językiem wywiniętym aż na nos. Te momenty kocham najbardziej i zawsze się z nim śmiejemy.

 Dla Zayna nic nie znalazłem. Poszedłem więc na dział z artykułami papierniczymi, bo Zay to zapalony malarz. Wybrałem dla niego podręczny szkicownik i jakieś specjalne ołówki. Nie znam się na tym, szczerze mówić wziąłem te, które miały fajne opakowanie.

 Liamowi kupiłem suuuper miśka ! Oczywiście z serii Disney'a, bo uwielbia. Tak uwielbia, ale nigdy nie kupiłem mu czegoś podobnego..

 Dla Harrego szukałem czegoś bardzo wyjątkowego.. Za cholerę nie wiedziałem. Wszystko wydawało się takie beznadziejne i za słabe dla człowieka, którego kocham najbardziej na świecie.

 Przechodziłem obok półek, szperałem w koszykach, szwędałem się wszędzie. W końcu po zbadaniu całego towaru stwierdziłem, iż nie znajdę nic, co przykuje moją uwagę, skierowałem się do kasy. Przeklinałem w duchu całą tą chołotę sklepową jak i sam sklep stojąc w olbrzymiej, świątecznej kolejce do kasy. Wszystko dookoła mnie wkurwiało, jak i sam fakt, że będę musiał tu stać przez jakieś pół godziny. A samo kasowanie zajmie dwie minuty. Życie jest niesprawiedliwe i do dupy ! Ale ja mam Harrego. Uśmiechnąłem się szyderczo i zatarłem rączki. Jakiś Pan z dzieckiem spojrzeli się na mnie i zrezygnowali z kasowania się tutaj. Aż mnie to rozwaliło.

 Inni nie mają takich wspaniałych ludzi wokół siebie. Stałem tam i myślałem, co do cholery jasnej kupić mojemu chłopakowi. Nagle mnie oświeciło. Wytargałem się z kolejki i pobiegłem na sklep. Wpadłem do jakiegoś działu. Szukałem. Szukałem. Szukałem, aż w końcu znalazłem.

-Tak jest, kurwa ! Znalazłem !- krzeyczałem nie zważając na innych.

 Wziąłem w garść album na zdjęcia. Chcę zrobić NASZĄ wspólną pamiątkę. W domu skseruję wszystkie nasze zdjęcia z dzieciństwa, i dalej i dalej, aż do tego momentu.

 Ten pomysł wydał mi się tak świetny, że poczułem się jakbym latał ! Cały w skowronkach spokojnie czekałem w kolejce z szerokim uśmiechem. Cała złość ze mnie wyparowała wraz z nadejściem mojego pomysłu. Gdy jest się spokojnym i wesołym, czas mija szybciej. Właśnie się o tym przekonałem. Kolejka zmiejszała się w zaskakującym tępie. Dzięki mojemu uśmiechowi, nawet dwie Panie mnie wpuściły przed siebie, zachwycając się jaki to jestem piękny kiedy się uśmiecham. Zarumieniłem się. Jedna nawet zaczęła ze mną rozmawiać i komplementowała chyba każdy kawałek mojego ciała.

-Pewnie dziewczyny do Ciebie lgną, nie ?- miło się uśmiechnęła.

-Oczywiście.- zachichotałem.

 Miałem jej powiedzieć, że jestem gejem? Aż takiego dobrego humoru nie mam, żeby ćwierkać wszędzie ''Uwaga, jestem najszczęśliwszym gejem na świecie, bo mam Harrego!''. Otóż to prawda, ale nie każdy musi o tym wiedzieć. Wystarczy, że chodzę z nim za rękę po okolicy. To i tak jest wyczyn, ponieważ boję się publicznie okazywać mojej orientacji.

 To Harry zawsze na mieście mnie łapie za rękę, przytula. całuje. Jemu to nie przeszkadza, a mnie wtedy skręca w żołądku, kiedy widzę jak ludzie się na nas patrzą. Ale cóż, jestem dumny, że go mam.. Powoli mnie ośmiela. Zawsze mówi mi, że dla niego istnieję tylko ja, a tamci ludzie to tylko posągi, które zazdroszczą, że nie mają Louiska. Słodkie. Kocham go !

-Trzysta siedemdziesiąt osiem, dziewięćdziesiąt dwa.- uśmiechnęła się kasjerka.

-Here you are !- odwzajemniłem uśmiech.

-Pragonik, zapraszam ponownie, do widzenia.

-Dziękuję, skorzystam, do widzenia.- zabrałem siatki z zakupami i ruszyłem do domu.

 W drodze roplanowywałem sobie, jak umieszczę zdjęcia i tak dalej. Wymyślałem napisy, cytaty i przywracałem sytuację z lat, kiedy z Harrym mieliśmy po kilka lat i byliśmy najlepszymi przyjaciółmi.Byłem starszy, miałem siedem, on pięc. Zadziwiająco szybko nauczył się czytać i płynnie wypowiadać. Trudno mi uwierzyć wtedy było, że on zostanie tym jedynym. Nie wiedziałem przecież co to miłość, ale go kochałem. Zresztą cały czas to sobie powtarzaliśmy na koniec dnia.

''-BooBear, kocham Cię !- przytulił się.
-Ja Ciebie też, Harreh !- odwzajemniłem uścisk.
-Do jutra. Jutro też Ci powiem, że Cię kocham.- pobiegł do domu i zniknął w wejściowych drzwiach.
 Ten mały wie chyba co czuje lepiej niż ja wiem, co czuję.''

 Doszedłem do drzwi. Jakimś cudem otworzyłem je z łokcia. Spokój. Cisza. Nie ma Harrego. Analizowałem powoli dom. Może i Hazz był wspaniały, ale głośny jak startujący samolot. Zawsze się wie, że jest w domu, ponieważ na Twój widok coś mu wypadnie z rąk, kiedy podbiegnie Cię przytulić i pomóc, jeśli coś trzymasz.

 Ot, taki zajebiście rzadki typ człowieka. A ja mam ten rzadki typ, tylko dla siebie. Jestem cholernym, pieprzonym, samolubnym szczęściarzem. Nie oddam go nikomu, choćby się ktoś zesrał. MÓJ. Jestem samolubem, Harry jest mój i kropka.

 Zabrałem się za szukanie świątecznego papieru do pakowania. Przeszukałem wszystkie szafy. Wiedziałem, że o czymś zapomnę. Ale na szczęście znalazłem ostatnią rolkę. Dzięki Bogu!!

 Zapakowałem ostrożnie i spokojnie prezenty dla chłopaków. Schowałem je w swojej szafie, gdzie Hazz nigdy nie zagląda. Rozłożyłem się na biurku z albumami pękającymi w szwach od naszych wspólnych zdjęć. Drukarka, flamaster... Można zaczynać. Wybierałem najlepsze zdjęcia i wkładałem zgodnie z biegiem czasu w kolejne broszurki. Podpisałem ładnie daty i lata.

 To był najbardziej staranny prezent jaki kiedykolwiek dla kogoś robiłem. Wypruwałem flaki, żeby był idealnie zrobiony. Około dwudziestej drugiej kiedy go skończyłem, po domu rozległ się dzwonek do drzwi. Bardzo się ucieszyłem, to na 100% Harry ! Prezent schowałem do miejsca, gdzie nikt go nie odnajdzie i ruszyłem w dół do drzwi.

-Harry !!!!- wykrzyczałem zanim jeszcze otworzyłem drzwi.

-Witaj, Louis! Pomożesz mi ?- dopiero teraz zauważyłem, że trzyma wielką choinkę.

-Oczywiście.- zaraz wziąłem się na wszarpywanie drzewka do domu.

 Po morderczych próbach wreszcie się udało. Była naprawdę ogromna. Jej miejsce było obok kominka. Prezentowała się idealnie.

-Oj, Harry, nawet nie wiesz jak się o Ciebie martwiłem..- przytuliłem się do niego i pocałowałem w polliczek.

-Przepraszam Louis, że Cię nie ostrzegłem. ale robię to co roku, a ty co roku zawsze się martwisz.- uśmiechnął się i poczochrał po włosach.

-No tak, ale czy nie mogę się martwić zawsze co roku o osobę, którą kocham?- spytałem z przymrużonymi oczyma.

-Możesz. Zgadzam się.- zachichotał.

 Zrobiłem nam gorącą czekoladę. Wygodnie usadowiłem się na kanapie bardzo blisko Harrego. Zaczęliśmy opowiadać sobie co nas dziś spotkało. Śmialiśmy się, smuciliśmy. W końcu zrobiło się bardzo sennie i udaliśmy się do sypialni. Czyści i szczęśliwi razem. Byłem taki zmęczony, że tylko zdążyłem objąć Harrego i od razu zasnąłem. Poczułem się taki kochany. Po prostu szczęśliwy.

 Następnego dnia nie otworzyłem oczu, dopóki nie wyczułem włosów Loczka. Palce wplotły się w rozwiane, kasztanowe i mięciutkie włosy. Teraz mogłem patrzeć na niego jak słodko śpi. To było moje ulubione zajęcie, kiedy wstawałem wcześniej niż on.

 Jak się budził to udawałem, że śpię, a on wtedy gładził mnie wzdłuż talii, a moje ciało wariowało pod wpływem tego dotyku. Śmiałem się i gilgotałem Hazzę po brzuchu. Teraz nie było inaczej. Zakreślał kółka coraz niżej i niżej aż w końcu zacząłem się trząść i ciężko odsapałem. Mocno przytuliłem się do niego i pocałowałem.

-Dzień dobry.- szepnąłem przygryzając dolną wargę.

-Oj Louis, dobrze wiesz jak to na mnie działa.- przejechał palcem po moich ustach.

-Wiem, dlatego to robię.- przygryzłem teraz górną wargę.

-Za wcześnie, BooBear. Dziś Wigilia,  trzeba wszystko ogarnąć i po- przerwałem mu zaczynając namiętnie całować.

 Jeździł dłońmi po moich plecach i przeciągnął na siebie.

-Mówiłem, że nie teraz. Dobrze?- spojrzał na mnie tak słodko, jego tęczówkom nie można odmówić.

-No okay.- uśmiechnąłem się i poszedłem pod prysznic.
 Nic nie dawało mi takiej energii jak poranny strumień gorącej wody. Jeszcze doszedł Harry, to już w ogóle bajka. Uwielbiałem się z nim kąpać, mogłem go dotykać i się na niego patrzeć. Nie nudziliśmy się.

 Po skończonym odświeżeniu poszedłem się ubrać, a następnie przygotowałem nam śniadanie. Wielkie śniadanie ! Od razu po zjedzeniu zabraliśmy się za przyrządzanie kolejnego jedzenia. Tym razem na dzisiejszą Kolację Wigilijną. Uwielbiam czas świat Bożego Narodzenia. Ta magia sprawia, że raz na rok jestem znowu małym dzieckiem, które czeka na Świętego Mikołaja. Zresztą mam w tym dniu urodziny. Ciekawe czy chłopcy zapamiętali. Harry jeszcze nie złożył mi życzeń. To do niego nie podobne. Zrobiło mi się momentalnie smutno. Przecież on nie zapomina..

-Wiesz, Harry... Muszę się przewietrzyć. Poradzisz sobie beze mnie ?- wytarłem ręce w szmatkę i spojrzałem się na rozpromienionego Hazzę.

-Oczywiście Louis.- przytulił mnie.- coś się stało ?

-Nie, po prostu chcę odpocząć.- uśmiechnąłem się lekko.

 Na pewno było po mnie widać, że COŚ się dzieje, a nie NIC. Nie dopytywał. Za to w duchu dziękowałem. Ubrałem się ciepło i wyszedłem z domu. Włożyłem ręce do kieszeni i powoli udałem się.. przed siebie. Chodziłem tak, aż w końcu zacząłem kaszleć i pociągać nosem. Zrobiło mi się troszkę zimno, a moja twarz była czerwona od wysiłku. Ale i tak kocham zimę.

 Powoli się ściemniało, dochodziła szesnasta. Jestem beznadziejny, zostawiłem Harrego samego z tym całym gównem i poszedłem się przejść, bo mój mózg nie potrafi robić dwóch rzeczy na raz. Zrobiło mi się głupio, więc pobiegłem w stronę, z której przyszedłem. Jeszcze do tego z nieba zaczął pruszyć śnieżek, któremu towarzyszył coraz mocniejszy wiaterek. Sapałem i biegłem do domu, zanim nie zrobiło się szaro.

 Wpadłem jak poparzony przez furtkę na podwórko i rzuciłem się do drzwi. Na korytarzu rzuciłem buty i kurtkę, a następnie puściłem się biegiem do kuchni. Dało się wyczuć zapach spalenizny i po chwili usłyszałem tłuczenie szkła, zaraz po tym ciche przekleństwo. Podszedłem do Harrego, który siedział otoczony stłuczonym kieliszkiem. Schował twarz w dłoniach i zaczął cicho szlochać, cały się trząść. To było jak nóż prosto w serce.
 Pogłaskałem go po kędzierzawych włosach. Usiadłem obok i objąłem. Pocałowałem w skroń.

-J-ja przepraszam.. Harreh, jestem beznadziejny..- nawet nie wiedziałem, że mój głos tak drżał.

Milczał. Kurwa, co ja najlepszego zrobiłem ?!

-Harry, kochanie..- nie przestawałem go głaskać.

Cisza. Lou, ty debilu !

-Mam sobie pójść ?- spytałem pozbawiony nadziei.

-N-nie, zostań t-tu..- wyszeptał pomiędzy łkaniami.

-Okej..- mocniej przytuliłem się do niego, a on odwzajemnił ten uścisk.

 Jeszcze przez chwilę tak siedzieliśmy kołysając się w przód i w tył, dopóki Harreh się nie uspokoił. Zabrał rękę z mojego biodra. Jego twarz nadal przysłaniała burza troszkę wilgotnych loków. Głowa spuszczona była w dół.

-Wszystko dobrze, skarbie?- kreśliłem palcem niezidentyfikowane wzorki na jego plecach.

-Mhmm..- pociągnął noskiem.

-Spojrzysz się na mnie?- zapytałem kierując wzrok w jego stronę.

-Loueh, nie wyglądam korzystnie..- wymruczał cichutko.

-Nie obchodzi mnie Twój wygląd w tej chwili, jesteś zawsze cholernie przystojny.- poklepałem go po udzie.

 Lekko się zaśmiał. Usadowiłem się naprzeciwko mojego chłopaka i odgarnąłem jego loki. Podniosłem lekko kciukiem jego podbródek.

-Spójrz mi w oczy, słoneczko. Nie mogę znieść, że płaczesz !- ująłem jego twarz w dłonie.

 W tej samej chwili jego wzrok złączył się z moim, tak samo jak nasze usta. Otoczenie przestało istnieć, liczyła się w tym czasie nasza namiętność. Hazz się 'ogarnął' ze smutku. Wstał, nie przestając mnie całować. Uniósł mnie za uda w górę, a ja automatycznie oplotłem nogami jego biodra. Powędrował do sypialni i zaraz położył mnie delikatnie na łóżku. Nie liczyłem teraz na zbliżenie, ponieważ mieliśmy mało czasu na zrobienie całej masy rzeczy, aby przygotować się do jednej kolacji. Nagle oderwał się ode mnie.

-LouBear.. Ja chciałem Ci powiedzieć, że...- przerwał i przyciągnął mocno do swojego torsu.

-Hmm ?- wymruczałem w jego obtatuowaną skórę.

-Że po pierwsze mruczysz jak niewinny koteczek.- tutaj się lekko zaśmiał, a ja poczułem, że róż na moich policzkach zamienia się w purpurę.- po drugie, że jesteś zimny jak cholera, a po trzecie, że Cię kocham.

-Ja Ciebie też, kochanie.- przyznałem, lecz rozczarowałem się, bo czekałem na te pieprzone 'Wszystkiego Najlepszego'. \

 Mówił mi to co roku, więc jak mógł zapomnieć.. ? Musiałem bardzo się zamyślić, bo nie wiedziałem o co znów chodzi.

-Haloooo..- pocałował mnie w skroń.

-Oo, przepraszam. Zamyśliłem się..- przyznałem. Nie miałem siły kłamać.

-Nad czym tak myślisz, żabko, mmm ?- podniósł się na łokciach.

-Takie tam.. Zresztą nieważne. Mamy jeszcze tyle tego gówna do zrobienia, że nie wyrobimy się chyba do północy !- także się uniosłem i machnąłem ręką.

-Racja, Lou. Hmm.. Pomożesz mi ?- ostrożnie i powoli mówił.

-Naturalnie, jestem zobowiązany. Teraz chodźmy.- złapałem go za rękę.

 Podnieśliśmy się z mięciutkiego łóżka z wielką niechęcią. Resztę tego jakże boskiego dnia spędziłem na zapieprzaniu w kuchni. Mordęga.

 Po skończonym robieniu posiłków, dochodziła już dziewiętnasta. Jedzenie jest. Teraz klucz całego tego dnia- 24 grudnia. Przystrajanie drzewka. Czekam na to co roku od kiedy pierwszy raz w wieku dziesięciu lat ozdabiałem choinkę z Harrym. Małym, słodziutkim, najlepszym Harrym. Był co prawda dwa lata młodszy, ale byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Dopiero jak dojrzewałem, poczułem coś więcej. Oh LouLou, nie spodziewałeś się, że taki Harreh będzie kiedyś Twój? To dopiero niespodzianka. Na to się uśmiechnąłem, obkrążając zielone drzewko naokoło, aby zawiesić kolorowy łańcuch.

 Efekt końcowy był lepszy, niż się spodziewałem. Magia świąt. Po skończonej robocie humor mi się zdecydowanie poprawił. W pomieszczeniu dało się wyczuć tą całą magię. Zapach piernika był taki intensywny, a małe ludziki tak ślicznie wyglądały..

-Harry, przebrałeś się już?- krzyknąłem przez drzwi łazienki nerwowo spoglądając na zegarek.- szybciej, na litość boską !

-Już możesz schodzić, dołączę !- jego głos zagłuszył dźwięk dzwonka do drzwi.

-Chłopcy już są !- krzyczałem schodząc po schodach.

 Jeju, czy on zawsze musi się upieprzyć ? Jeść nie umie. Opanuj się Louis. Louis Tomlinson się nie denerwuje. Spokojnie. Ufff. Otwieram drzwi.

-Sto lat sto lat sto lat Lou Lou Lou Lou !!!- Niall na jednym oddechu wyśpiewał i zagwizdał. Reszta chłopaków poszła w jego ślady.

-Dzięki, mordy !- wytuliłem każdego po kolei, kiedy znaleźli się już w cudnie pachnącym pomieszczeniu.

-Awww, przyjemnie tutaj ! A gdzie Harreh?- cały czas gadał Neil.

-Hazz się upieprzył i musi się przebrać.- uśmiechnąłem się.

-Czyli to samo co roku.- wybuchnęliśmy śmiechem.

-Ekhem !- zatupał nogą Harry.

-A co, nieprawda ?- wyszczerzył się Zayn.

-Nie zaprzeczam.- usadowił się na kanapie z uśmiechem Hazz.

 Chwilę rozmawialiśmy, dopóki Nialler nie zarządził, że dłużej nie może wytrzymać, iż stwierdził : 'Te prezenty się na mnie patrzą i wołają ''OTWÓRZ NIALL'' !'. Jako pierwszy wgramolił się pod drzewko i wszystko powyciągał. Po kolei odczytywał imiona i wręczał pakunki do właściciela.

 Z moich prezentów bardzo się ucieszyli. I jak zawsze Irlandczyk wyłożył się na dywanie wysypując klocki LEGO po całej jego powierzchni. Słodko. Zayn od razu wpadł na pomysł, żeby coś naszkicować, a Liam bawił się swoim misiakiem jak malutki przedszkolak. Zająłem się Harrym. Nasze paczki już odpakowane. Teraz jeszcze zostały nam pakunki od siebie.

-Trzyyy... Czteee...

-Ryy !!!- krzyknęliśmy i z zapałem zdarliśmy papier.

 Wooooooooooow. Dostałem... Nowego IPhone'a 6.. Ale moją uwagę bardziej zwrócił wielki album. Szybko go otworzyłem i ujrzałem coś na wzór mojego prezentu dla niego. Zdumiałem się. JEDNAK MYŚLIMY TAK SAMO. Zacząłem się śmiać.

 Harry widząc mój prezent, postąpił tak samo. Wspólnie oglądaliśmy nasze własnoręcznie wykonane albumy. To naprawdę przepiękne prezenty. Nie ukrywam, że do albumu dołączyłem grę, na którą Harry zbierał pieniądze od niedawna. Sam album to by było za pusto. Przynajmniej ja tak myślę !

-Jeju, Luluś, to wspaniałe.

-Jeju Harruś, to wspaniałe !- powtórzyłem po nim.

 Uśmiechnęliśmy się i ignorując resztę chłopaków zaczęliśmy się całować.

-Zbliża się już 23. My musimy się zwijać.- ziewnął Liam.

-Do zobaczenia. Jutro wpadniecie?- spytał Hazz uściskając każdego po kolei.

-Się wie !- poklepał go Neil.

-To dobranoc !- pomachaliśmy na pożegnanie. Drzwi się zamknęły.

-Ale jestem zmęczony..- przeciągnął się Loczek.

-Kocham Cię.- przytuliłem się do niego, a moja głowa spoczęła w zagłebieniu jego szyi.

-Ohh, ja Ciebie bardziej, misiu.- pocałował mnie w czubek głowy. Był wyższy, ma farta !

 Ziewałem coraz częściej. Wziął mnie na ręce, a ja bez słów i żadnych wyrazów sprzeciwu oparłem głowę na jego ramieniu. Posadził mnie w totalnej ciemnicy na łóżku w sypialni. Na posłanie padało tylko słabe światełko gwiazd. Było bardzo wyjątkowo. Jeszcze do tego na zewnątrz mienił się śnieg, jak zagubione kryształki.. Lampy już dawno zgasły, a ludzie pogrążyli się w śnie.

-Boo..- szepnął mi do ucha kładąc się obok.- Wszystkiego najlepszego..- całował moją szczękę zjeżdżając w dół.

Uśmiechałem się jak głupi. Jak ja mogłem zwątpić ! Oj, Tommo, myślenie Cię boli ! Byłem taki szczęśliwy !

-Dziękuję..- opuścił mnie jęk pod wpływem czułości Stylesa.

-Kocham Cię i nigdy nie przestanę.- wypowiedział i ściągnął z siebie koszulkę, co ja też uczyniłem.

-Wiem. Ja dokładnie to samo..- wymamrotałem spoglądając na okno ostatni raz.

 Już po chwili leżałem z Harrym pod kołdrą. A co tam się działo, to już zostanie między nami..




__________________

Hmm, pisałam tego shota dwa tygodnie i jestem dumna :D Pomimo szkoły, skończyłam ! :') Zapraszam do komentowania i jeśli Ci się spodobał, podziel się nim z innymi <3 Dziękuję za uwagę :P

P.S. Nie jestem LS, ale opowiadania o Larry'm to moje drugie życie :D

#Mrs.Styles

poniedziałek, 7 września 2015

VAS HAPPENIN' ?!

Hej, Directioners ! :*

Otóż z naszym One Direction nie jest ostatnio najlepiej. PECH, PLOTKI I NIEODPOWIEDZIALNE DECYZJE !

Niall złamał stopę ! Na koncerty musi jeździć w specjalnym ''bucie'' na stopę. Pochwalił się na instagramie foto swojej złamanej stópki. Nie wie jak to się stało, po prostu poczuł ból. #OhNoNiall !

Harry dostał puszką w głowę od fanki. Na pewno zrobiła to niechcący, zresztą pisała masę rzeczy na ten temat na swoim twitterze.
Krążą także plotki, że Harreh idzie na operację strun głosowych ! Nie wiemy, czy to prawda, ale Directioners twierdzą, że powodem przeprowadzenia operacji jest właśnie uderzenie puszką. Myślę, że to nie powód, ponieważ Hazz dostał puszką w głowę, a nie w okolice, gdzie trzeba operować. Módlmy się kochane, żeby to była tylko głupia plotka !!! Powikłania mogą być bardzo poważne ! Na przykład głos Harrego może się zmienić, albo może go stracić.. Poczytajcie sobie o powikłaniach do operacji strun głosowych :/ Nie chcę Was straszyć, to TYLKO PLOTKI !

Liam po swoich urodzinach postanowił zrobić sobie jeszcze więcej tatuaży ! Aktualnie ma trzy nowe. Są bardzo piękne, ale nie chce chyba mieć rękawa ? Nie pasuje to do niego :/ Zaczął jeszcze palić papierosy ! Tego to się kompletnie nie spodziewałam ! On chyba nie wie, że grozi mu to bardzo dużymi kłopotami z jego, i tak już słabym, zdrowiem.. Urodził się z jedną nerką i do tego przy życiu utrzymywały go zastrzyki, które musiał codziennie dostawać, żeby przeżyć.. Tak dużo osiągnął, tyle przeżył..Nie chce tego chyba zaprzepaścić głupimi papierosami ?! W każdej chwili jego stan może się pogorszyć :'( Trzymamy kciuki Liam.. <3

Hmmm, to na tyle :/



#Mrs.Styles

sobota, 5 września 2015

Piosenka #6

Miałam całą głowę we wspomnieniach. Ta głupia noc. Ta głupia ja...
-Czyli?- Michael się już nie cierpliwi. Zazwyczaj miał dużą cierpliwość.
-Będzie mi trudno to wszystko opowiedzieć- spojrzałam się na Miki.
-Mamy czas- na prawdę się wkurzył.
Pamiętam ten dzień, a właściwie noc, jakby to było wczoraj.
-To były wakacje, sierpień. -zaczęłam- Byłam z moją klasą i najlepszą przyjaciółką, Karoliną, na imprezie. Mieliśmy 17. Rodzice nic nie wiedzieli. Myśleli, że robimy pracę na historię.- uśmiechnęłam się- Wszystko było świetne. Nie chciałam wychodzić, ale Karola chciała... - tu już nie wytrzymałam - Powiedział, że jest dopiero 24 i poczekamy do 2... - łzy spływały po mojej twarzy siurkiem- Zgo... zgodziła się. To był mój najgorszy pomysł- nie dałam rady mówić dalej. Rozpłakałam się na dobre.
-Klaudia, co się dalej stało?- Miki nie dawał za wygraną.
-Było strasznie ciemno. Karola bała się ciemności, więc trzymałyśmy się blisko siebie. Nagle zza krzaków wyskoczył jakiś fa...facet. Biegłyśmy najszybciej jak.. jak tylko możemy. Ale to nie było wystarczającą. Dopadł nas. Dopadł Karolinę... Ona mnie uratowała. Poświęciła się. Ale...ale ja tego nie chciałam. On ją zabrał. Już nie wróciła.... Nie miała jak. Bo była martwa. Zabił ją. Nikt jej nie uratował. Nikt jej nie szukał. Po prostu nikt nie zrobił cokolwiek, aby ją uratować. Nienawidzę ich. Nienawidzę siebie. Mogłam coś zrobić...- płakałam
-Nie mogłaś niczego zrobić- Miki próbował mnie uspokoić.
-Mogłam. Czuję to. Nie zrobiłam wszystkiego co mogłam.
-Proszę, nie obwiniaj siebie za to co się stało- Miki płakał razem ze mną.
-To dlatego płakałaś?- głupio spytał się Liam z łzami w oczach.
-Tak. Bałam się też, że wypełnia swoją obietnicę...
-Jaką- zainteresował się Louis.
-Że po mnie wróci- powiedziałam zawstydzona.
-Nikt nie zrobi ci krzywdy. Nie pozwolę na to- Michael lekko się uśmiechnął.
-Teraz jest nam jeszcze bardzie wstyd.- na policzkach chłopaków pojawiły się łzy.
Nie chciałam, żeby płakali. Nie zrobili tego specjalnie. To ja zaczęłam histeryzować. To było nie potrzebne. Mogłam się nie godzić na ten lot. Mogłam im nie przeszkadzać.
Nagle podszedł do mnie Louis.
-Tak bardzo przepraszam- powiedział i przytulił się do mnie. Odwzajemniłam uścisk.
-Nic się nie stało- uśmiechnęłam się.
-Stało się- powiedział Zayn i przytulił się.
Chwilę później staliśmy razem w wielkim uścisku. Ja, Louis, Zayn, Liam, Niall, Michael, Paul. Wszyscy się przytulali i płakali.
Nigdy o niej nie zapomnę. Tak wiele dla mnie zrobiła. Była dla mnie jak siostra. Uratowała mi życie. Nie zasługiwała na taki koniec.
__________________________________________________________________

Uwaga, uwaga!! I oto koniec tego jakże krótkiego opowiadania :( Teraz czeka nas tylko wielki bonus, który już teraz zaczynam pisać :3 Mam nadzieję, że się podobało.

#Mrs.Horan

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

To nie możliwe

Hej!
Ostatnio przeglądałam internet i trafiłam na coś takiego: Koniec One Direction: Harry Styles przyczynił się do zawieszenia zespołu?! Harry chce robić solową karierę!
Nie wiem co o tym myśleć... chłopcy obiecali, że to tylko przerwa. Harry raczej nie zrobiłby czegoś takiego. Prawda? Harry zawsze był tym najbardziej rozpoznawalnym, ale nigdy bym go nie podejrzewała o takie coś. Może Harry zazdrości Zayn'owi ??

#Mrs.Horan

czwartek, 27 sierpnia 2015

Love Is War, War Is Love..

Zanim zaczniesz czytać, radzę Ci włączyć War Is Love. Pozwól tej piosence lecieć w kółko i wypełniać moje opowiadanie. Proszę, włącz, to pomoże Ci przeżyć emocje.


-Zostaw mnie !- krzyczałam i wiłam się na łóżku jak wąż.
 Nie cierpię łaskotek ! Ale ja oczywiście nie mam nic do gadania, Hazz uwielbia kiedy się śmieję, a to jedyna rzecz, która mnie doprowadza do szczerego śmiechu, gdy jestem smutna.
-No już, masz być wesoła ! Dobrze wiesz, jak to mnie rani, kiedy muszę patrzeć na Twoją smutną buźkę, a najgorsze to łzy..- usiadł koło mnie i mocno przycisnął mnie do swojego torsu.
 Kochałam, kocham, będę kochać. Uświadamiałam to sobie za każdym razem, kiedy on mnie pocieszał. Dlaczego byłam taka głupia, i dawałam się tym cholernym łzom i przygnębieniu? Już samo patrzenie na jego twarz pozbawioną jakiegokolwiek błysku radości przyprawiała mnie o te pieprzone łzy. A ja nie potrafiłam pojąć, jak bardzo on mnie kocha. Nie zasłużyłam na niego, a go mam. Życie to niespodzianka, naprawdę.
 Z mojego zamyślenia wyrwał mnie jego kojący głos. Taki spokojny, nie mogłam się oprzeć. Gdy słyszałam ten ton, dostawałam gęsiej skórki, nawet przy ciepłu, jakie panowało w mieszkaniu.
-Już dobrze? Mogę przestać Cię łaskotać? Czy nadal chcesz przeżywać te męki?- słodziutko i prawie szeptem spytał. Był wtedy tak blisko. Tak blisko, że nie mogłam się powstrzymać, nie mogłam wtedy powiedzieć inaczej, niż chciał Heri.
-Już jest dobrze. To jest jakiś dar?- spytałam z lekkim uśmiechem gładząc jego policzek kciukiem.
-Hmm? Jaki dar?- zmarszczył nosek. Uwielbiałam to.
-To, że potrafisz pocieszyć mnie za każdym razem, gdy wpadnę w sytuację bez wyjścia.
-To nie jest dar. Taki po prostu jestem, kochanie.- wyszeptał mi czule do ucha i delikatnie musnął moje usta.
 Nigdy nie naciskał, ale ZAWSZE pytał o to, czemu jestem smutna. Ja odpowiadałam mu albo krótkim 'nieważne', albo po prostu mówiłam mu wszystko, co mnie trapi. Razem rozwiązywaliśmy mój problem. Nie wiem jak on to robił. Kiedy ja byłam przekonana w stu procentach, że nie ma żadnego wyjścia z tej sytuacji, on wyszukiwał ich dziesiątki. Nie mam pojęcia w jaki sposób to robił, ale zawsze w duszy dziękowałam Bogu za to, że go mam. Bez niego skończyłabym chyba swoje marne życie w bardzo młodym wieku. Czasem po prostu wstydziłam się przedstawić swoje myśli. Wtedy on kręcił z zrezygnowaniem głową i smutnymi, szmaragdowymi tęczówkami wpatrywał się w moje oczy o tym samym kolorze co jego, ale nie tak wyjątkowych i pięknych. Gładził mnie wtedy po głowie i bawił się moimi kasztanowymi lokami. Czyniłam w tej chwili to samo.
 Tej nocy postanowiłam spróbować wytłumaczyć mu wszystko co zaprzątało mi myśli. Zauważałam, że spadamy z każdym dniem na dno. Przeze mnie. On musiał cierpieć. Przeze mnie. Nie miał czasu na nic innego w nocy, myślał, że nie zauważę, jak w ciągu dnia chodzi zaspany i ma coraz ciemniejsze cienie pod oczami. Przeze mnie. Ale on nadal się uśmiechał. Nadal wykrzywiał usta w tym pięknym uśmiechu, dzięki któremu żyłam. Nadal przytulał mnie, tak samo. Nadal pocieszał, a nic z tego nie miał. Nie mogę spać u jego boku- nie mogę. Nie zasługuję na niego...
 Zrobiłam nam po kubku gorącego kakao i rozścieliłam na łóżku miękkie koce. Atmosfera w sypialni była przytulna, ale napięta. Czekał. Cierpliwie czekał. Przez te wszystkie dni, miesiące, lata, przepełnione tyloma niezapomnianymi chwilami.
 W ciszy, w tej mrocznej ciszy, która wydawała się trwać wiecznie, siedzieliśmy obok siebie z kubkami w dłoniach i patrzyliśmy w podłogę. Uznałam, że im szybciej mu to powiem, tym lepiej dla nas obojgu. Nie mogłam go stracić przez ten kolejny, cholerny problem. To przez te cholerne problemy staczaliśmy się w dół i w dół. Cierpieliśmy. Wydawało się, że to ja to wszystko przeżywam najbardziej, ale okazało się, że to odbija się na nim dwa razy bardziej. On cierpi, w środku, bo ja cierpię. Dziś chciałam mu to wytłumaczyć. Wreszcie przerwałam ciszę.
-Harry...- zaczęłam spokojnie.
-Słucham Cię.- położył swoją rękę na moim udzie.
 Rozpalił mnie tym dotykiem.. Cudownie.
-Na pewno chcesz tego słuchać?- upewniłam się na wszelki wypadek.
-Oczywiście. Długo na to czekałem.- kompletnie mnie to zamurowało.
 Zaczęły piec mnie oczy. Zdusiłam w sobie płacz i wzięłam kilka głębokich oddechów. Po opanowaniu emocji, kontynuowałam.
-Skarbie, ja chciałam Ci powiedzieć, że lepiej będzie dla nas... znaczy dla Ciebie.. jeśli.. odejdę.- jąkałam się i nie mogłam oddychać. Nastąpiła cisza. Usłyszałam po chwili, że Harry płacze. Nie wiedziałam, czy to dobry moment, żeby dalej mówić, ale musiał w końcu zaznać spokój od ciągłego uspokajania mnie. Mówiłam dalej.
-Widzę, jak przeze mnie cierpisz. Widzę, że z dnia na dzień coraz bardziej Twoja twarz jest zmęczona, Twoje ciało to tylko skóra i kości, a Twoje paznokcie są doszczętnie obgryzione. To przez moje problemy. Nie mogę Cię dłużej narażać na smutki i złe samopoczucie.. Muszę odejść, tak będzie lepiej..- ostatnie zdanie powiedziałam łamiącym się szeptem i zaraz po tym wybuchłam głośnym szlochem.
 Nas już się nie dało uratować? Zastanawiałam się przez cały czas. Zauważając moje łzy, Harry odłożył mój kubek na podłogę i szybko wziął mnie w swoje silne ramiona, które idealnie pasowały do mojej klatki piersiowej- jak puzzle. Obcałowywał moje łzy, a kiedy zatamował mój płacz, na moich ustach złożył pewny i przepełniony uczuciami pocałunek. Był mocny,zachłanny, ale nie brutalny. Był delikatny. Po odłączeniu naszych warg na krótką chwilę, wziął moją twarz w swoje miękkie dłonie i patrząc mi prosto w oczy co chwilę powtarzał:
-Nie możesz, nie możesz, nie możesz... Kocham Cię. Swoim odejściem sprawiłabyś mi ból nie do zniesienia i wtedy bym chyba nie wytrzymał.- po tym znowu pocałował.
 Długo i namiętnie. Serce chciało wyskoczyć z mojej piersi. Poczułam smak słonych łez na ustach. Powoli odchyliłam głowę i spojrzałam na roztrzęsionego Hazzę i także poczęłam obcałowywać jego łzy. Co ja najlepszego robię. Przecież jestem dla niego osobą, bez której nie może żyć, a tak go ranię. Jestem beznadziejna.
-Kocham Cię, słońce..- wyszeptałam w jego włosy mocno przytulając się do niego. Właśnie zrozumiałam, jak bardzo go tym zraniłam. Siedzieliśmy razem w silnym uścisku jakby miał być ostatnim. Ale nie był.
-Kochasz mnie tak bardzo.. Ja chyba nie umiem tego doceniać..- mruknęłam.
-Kochanie! Doceniasz to jak nikt.- uśmiechnął się.
 Jaką radość sprawił mi ten uśmiech... Poczułam, że naprawdę to doceniam, skoro myślę tak dużo o NAS. Nie jestem jednak taka najgorsza..
 Wyczerpani z całej energii, pozostało nam pójść spać. Zasnęłam w najbezpieczniejszym miejscu na świecie- w jego ramionach. Pragnęłam tak zasypiać i się budzić.
 Rano obudziłam się przez śpiew Harrego. Śpiewał dla mnie, tylko dla mnie. Moją ulubioną piosenkę. War Is Love. 


You say there's nothing left to fight for
Cause this feels likes to much
Your heart is to afraid to want more
Of the pain you'll have to touch
You only win if you don't give up
Cause love is war and war is love.



Kiedy skończył, pocałował mnie w czoło.
-Dzień Dobry, kotku, jak się spało?- zapytał zaspanym głosem.
-A jak myślisz.. Jak się śpi w ramionach ukochanej osoby?- z przekąsem mu odpowiedziałam.
 Harry się uśmiechnął. Dobrze zrozumiał, o co mi chodzi. Pocałował mnie w czoło. Poczochrałam jego czuprynę. Spojrzałam na zegarek i uświadomiłam sobie, że przecież jest sobota. 
-Może gdzieś dziś razem wyskoczymy?- zaproponowałam.-jakaś restauracja? piknik?
-Mam już zaplanowany ten dzień. To niespodzianka !- tajemniczo powiedział, a w mojej głowie rodziły się najróżniejsze pomysły. 
 Ciekawe co wymyślił ? Byłam pełna emocji. Często robił mi takie niespodzianki, ale zawsze cieszyłam się jak dziecko, gdy usłyszałam od niego te słowa ''to niespodzianka!''. Błysk w jego oczach był wtedy taki... hmm... Taki kojący. 
 Zawsze był wtedy taki podekscytowany, że może komuś sprawić radość. Cieszył się jak dziecko. Kochałam to w nim. Kochałam to, że z najmniejszej rzeczy potrafił zrobić coś wielkiego. W końcu ze mnie zrobił coś wielkiego. Byłam małą, zagubioną dziewczynką, a on to zmienił. Zmienił to jednym uśmiechem.
-No już ! Wychodź z tego łóżka, bo będę zmuszony Cię znowu łaskotać, a wiem, jak bardzo tego nie lubisz..- powoli zbliżał się do mnie, oczywiście z tym swoim perłowym uśmiechem.
-Już wstaję. Żadnych łaskotek, kochanie !- krzyknęłam miło.
 Nie lubiłam łaskotek, ale kiedy on robił to swoje 'gili gili' to automatycznie je kochałam. Zresztą nikt inny nie miał prawa mnie gilgotać. Tylko Heri ! Zawsze się śmialiśmy kiedy to mówiłam.
 Wygramoliłam się z łóżka z pomocą mojego Loczka i udałam się do toalety, żeby się ogarnąć. Chciałam jak najszybciej już poznać tą niespodziankę !
 W miarę szybko się ogarnęliśmy. Harry kazał mi wyjść na zewnątrz i poczekać na niego. Posłusznie stanęłam na podwórku i przyglądałam się spadającym, wrześniowym liściom. Jesień wyjątkowo szybko przyszła w tym roku. Było naprawdę wyjątkowo. Park na przeciwko mienił się czerwienią, żółcią, brązem, pomarańczą. Przepiękny widok, mogłabym wpatrywać się w niego godzinami. Ale i tak lepiej byłoby patrzeć na niego z Harrym.
 Wyszedł z domu z małym pakunkiem i dał znak, żebym weszła do garażu. Zatrzymałam go.
-Kochanie, staniesz na tle tego cudnego parku? Chcę Ci zrobić jesienne zdjęcie !- wyciągnęłam aparat. Wiedziałam, że nie odmówi.
-Już idę, no dobrze..- stanął, kurczowo trzymając pakunek.
 Jesienny krajobraz idealnie komponował się ze zgniłą zielenią jego płaszcza, beżową barwą spodni i czarnymi kozakami. Jego rozwichrzona czupryna wystawała spod kremowej czapki, nadając mu niewinnego wyrazu twarzy. Uśmiechnął się szeroko, ukazując swoje dołeczki w policzkach. Jego trawiaste oczy zaświeciły się, kiedy pokazałam mu zdjęcie.
-Wow ! Robisz wspaniałe zdjęcia. Będzie z Ciebie profesjonalny fotograf !- zachwalał mnie.
-Bez Twojej pięknej buźki by mi się to nie udało.- przyznałam. Jego policzki oblał różowy rumieniec.
-Hmm, mogę teraz ja Ci zrobić zdjęcie?- spytał, wyczekująco zaglądając do moich dużych oczu.
-Oczywiście !
 Stanęłam na tym samym miejscu co on.
-Cheese !- słodko zaakcentował.
 Zrobił zdjęcie, a ja zdziwiłam się, że aż tak ładnie wyszłam. Nawet zdjęcia wychodzą ładniej, kiedy robi je Harry. Wszystko wygląda lepiej, kiedy Harry coś zrobi.
-Teraz chcę zdjęcie z Tobą!- wyrwałam mu aparat. Roześmiał się serdecznie zarażając mnie wyśmienitym humorem. Ustawiłam sprzęt tak, żebyśmy zmieścili się w kadrze i nastawiłam czas. Pięć zdjęć powinno wystarczyć.
 Na każdym poza była inna. Na ostatnim Harry przyciągnął mnie do siebie i złączył swoje usta z moimi. To było magiczne. Zachłannie trzymał mnie w talii i przyciągał najbliżej jak się da. Żeby nie było żadnej, choćby najmniejszej przestrzeni. Tylko JA i ON. Po tym szalonym i czarującym pocałunku jeszcze bardziej mnie przytulił. Ja odwzajemniłam go, także. Staliśmy tak dobrą chwilę, aż nam się zrobiło ciepło, choć na dworze panowała niska temperatura. Nagle się odsunął.
-Kocham Cię. Nie wiesz nawet jak bardzo cholernie Cię kocham.- jego głos stawał się coraz cichszy, aż w końcu poczułam jego pierwsze łzy w moich ustach. Powoli spływały i co rusz pojedyncze spadały na chodnik zostawiając mokre kółeczka.
-Shhhh, kochanie, shhh, spokojnie. Nadal tu stoję, jestem cała Twoja i zawsze będę.- całowałam go w obydwa policzki i czoło na zmianę, głaskałam i przytulałam.- Jedziemy, czy chcesz to przełożyć na jutro ? Możesz to zrobić kiedy tylko chcesz. Jeszcze się przeziębisz.- on tylko potrząsnął głową i zdusił łkanie. Nie wiem co było przyczyną jego nagłego wybuchu.
-Je-jedziemy. Już dobrze.- uśmiechał się i wycierał łzy.- Jak dobrze, że Cię mam.
-Ja tak samo..- westchnęłam.
-No to chodź do garażu. Przejedziemy się rowerami.. Będzie wspa- tutaj zaniósł się okropnym kaszlem.- wspaniale.
-Na pewno nie chcesz zostać w domu i się ogrzać ? Możesz dostać zapalenia płuc !- położyłam mu rękę na ramieniu.
-Pojadę. Sport jest dobry dla zdrowia.- cmoknął mnie w czubek głowy i udaliśmy się do garażu trzymając za ręce. Wsiedliśmy na rowery. Wyjechaliśmy na ulicę. Hazz prowadził. Po około piętnastu minutach dojechaliśmy do wielkiego, ogrodzonego parku. Znałam to miejsce bardzo dobrze- tutaj pierwszy raz spotkałam się z Harrym.

''-Nic Ci nie jest?- podszedł i zapytał.
-Nie, nic. To tylko lekkie zadrapanie. Nie martw się.- odsunęłam się.
-Pokaż. O Boże, przecież to jest tak głęboka rana.. Chodź, zabandażuję Ci ją.
-Naprawdę nie trzeba, dziękuję.- schowałam rękę do kieszeni, plamiąc mój płaszcz.
-Trzeba, jeszcze zakażenie się wda, a nie chcę mieć na sumieniu tak wyjątkowej dziewczyny.- wyjął moją dłoń z kieszeni i pogładził lekko jej wierzch.
-No dobrze.. Um, dziękuję. Mogę wiedzieć, jak Ci na imię ?- czułam jak się rumienię.
-Jestem Harry. A ty ?- delikatnie się uśmiechnął.
-Caro. Mów mi Caro.
-Piękne imię. A teraz chodź.- wziął mnie pod ramię.''

 Na te wspomnienie zrobiło mi się cieplej pod sercem. Cały czas, od dwóch lat, stała tam, pod ogromnym dębem, przykryta liśćmi, ławka. Nasza ławka. Od tamtej pory nie była już używana. Sam park nie jest już uczęszczany. Nasz park, nasza ławka, nasze drzewo. Nasza miłość. Udaliśmy się do ławki trzymając się mocno za ręce. Stanęłam pod drzewem, obeszłam je dookoła szukając tego.

''-Ale to drzewo jest potężne!- zachwycałam się siedząc oparta o gruby pień.
-Tak. To drzewo jest tylko nasze, Caro, nasze.- mówił nie spuszczając wzroku z moich tęczówek.
-Jak to 'nasze' ?- zdziwiłam się.
-Tak to.- wstał, wyciągnął podręczny scyzoryk i wyrył w drzewie wielkie serce. W środku wydziobał pochyloną czcionką nasze imiona. Wyglądało to przepięknie, miał takie zgrabne i schludne pismo.
-Harry.. Boże. Nawet nie wiesz, jaką radość mi tym sprawiłeś...- wyszeptałam.''

 Znalazłam. Nadal tam było, Harry+Caro, w wielkim sercu. Gładziłam dłonią wyryte znaki i z uśmiechem odtwarzałam tę scenę w głowie. Poczułam jak Harry łapie mnie w talii i przyciąga do siebie od tyłu. Położył swoją dłoń na mojej i pocałował w skroń. Tak, teraz zrozumiałam. Zrozumiałam, jak bardzo mi tego brakowało, tych wspólnych wypadów do parku kilka razy w tygodniu pod pretekstem 'muszę się z Tobą zobaczyć'.
 Trzymając się za ręce spacerowaliśmy po naszym parku i oglądaliśmy każdą rzecz, każde drzewo. Wszystko tutaj miało zapisaną w sobie historię. Odnalazłam pod jednym z młodych drzewek malutki kopiec.

''-Widzisz? Zakopię to tutaj, pod naszym drzewkiem. Niech każdy wie, jak bardzo nasza miłość jest prawdziwa i mocna.- kopał powoli mały dołek.
-Mhm, Harry.. Nie musisz tego robić, to Twój kamień, który znalazłeś na plaży..- wyszeptałam.
-Kochanie, to nasz kamień, znaleźliśmy go razem.- zmarszczył nosek. 
-Uhm, no dobrze. To nasz kamień. Bardzo się cieszę, że wpadłeś na ten wspaniały pomysł..- przytuliłam się do niego.
-Kocham Cię, wiesz?- odwrócił się.
-Wiem. Ja Ciebie też.- schowałam się w zagłębieniu jego szyi.''

 Wykopałam kamyczek, który zapamiętałam z każdym szczegółem. Był przepiękny. W jesiennym, zachodzącym słońcu, mienił się wszystkimi barwami tęczy i lśnił niczym wypolerowany, pomimo przeleżenia niecałych dwóch lat w ziemi.
-Hmmm.. Harry?- wstałam z liści.
-Słucham, skarbie?
-Tak właściwie.. czemu przestaliśmy tu przychodzić?- zadałam to pytanie, które męczyło mnie przez te lata.
-Nie wiem. Tak wyszło..- westchnął chłopak.
-Ok. Ale nie zapomniałeś tego, co ja i ty tutaj przeżyliśmy ?- zabrzmiałam jak przedszkolak, który zadaje głupie pytania, żeby zwrócić na siebie uwagę.
-Nie. Nie zapomnę nigdy. Będę pamiętał, aż do..- przełknął gulę w gardle- śmierci.- dodał cichutkim głosem.
 Spuściłam głowę i patrzyłam na czubki swoich butów. Podeszliśmy razem ponownie do drzewa, a następnie usiedliśmy razem na ławeczce. Naszej ławeczce.
-Pamiętasz?- zapytał.
-Jakbym miała to zapomnieć?- uśmiechnęłam się i spojrzałam głęboko w jego zaszklone oczy.

''-Carooo..- szturchnął mnie w ramię.
-Co jest?- spojrzałam w jego stronę.
-Chcesz coś usłyszeć?
-Od Ciebie zawsze.- posłałam mu ciepły uśmiech.
 Odwrócił się, zza ławki wyciągnął swoją gitarę. Po chwili zaczął brzdąkać i z jego pełnych i różowych ust wydobyły się pierwsze słowa piosenki Don't Let Me Go.


I'll keep my eyes wide open.
I'll keep my arms wide open.

Don't let me
Don't let me
Don't let me go
'Cause I'm tired of feeling alone.

 Harry nagle wstał, wyłączając mnie z tego wspólnego wspomnienia. Wyjął z kieszeni mały pakunek i stanął na przeciwko mnie.
-Caroline. Kocham Cię. Nigdy nie kochałem nikogo tak bardzo jak Ciebie. Uczucie do Ciebie wstąpiło we mnie od razu, kiedy pierwszy raz Cię ujrzałem. Jesteś taka piękna, taka cudowna. Nie potrafię bez Ciebie żyć, ani nie potrafię być wesoły, kiedy nie ma Cię przy mnie. Nikt nie kochał tak mocno jak ja Ciebie. Nigdy. I nigdy nie będzie.- wszystko dokładnie i powoli mówił.
 Padł na kolana przede mną, ja wstałam. Byłam wzruszona..
-Caroline. Kocham Cię i nigdy nie przestanę. Chcę być z Tobą i przy Tobie do końca swoich dni. Czasem próbowałem zastanowić się, co by było, gdybym Cię nie spotkał. Wtedy w mojej głowie pojawiała się pustka. Wielka nicość. To było przeznaczenie. Ty jesteś moim przeznaczeniem.- ostatnie zdanie wyszeptał kilka razy.
-Więc Caroline. Czy chcesz być ze mną do końca świata i jeszcze dłużej ? Wyjdziesz za mnie?- w jego oczach zapaliły się serduszka i na policzku błysnęła mała łezka.
-Harry.. ja.. ja... ja Cię kocham tak bardzo, że nie umiem tego wyrazić w słowach. Oczywiście, że chcę być z Tobą do końca świata i dłużej. Tak, wyjdę za Ciebie.- mój głos się załamał i po policzkach spłynął cały potok łez.
 Chłopak wstał i z uśmiechem na twarzy założył mi diamentowy pierścionek. Otarł moje łzy i pocałował tak mocno, że mój świat zawirował. Szybko się do niego przytuliłam. Wiedziałam, że będę go kochać na zawsze. Wiedziałam to od pierwszego wejrzenia. A mówią, że to ściema..
 Wracaliśmy do domu na pieszo, prowadząc rowery. Rozmawialiśmy o tylu rzeczach, że już nawet nie pamiętam. Kiedy weszliśmy do domu, obiad był gotowy. W mieszkaniu było cieplutko. Nic nie mogło mi dziś zepsuć humoru. Po zjedzeniu posiłku, zauważyłam, że Harry był szczęśliwy,a zarazem wyglądał, jakby miał się rozpłakać i nigdy nie przestać. Usiadł na kanapie, był taki zamyślony. Nigdy nie widziałam go takiego. To nie było zwykłe przygnębienie.. Musiało się stać coś, o czym nikomu nie chciał powiedzieć. Przysiadłam się i objęłam go mocno, dodając mu otuchy. On przyciągnął mnie trzymając w talii.
-War Is Love, kochanie..- wyszeptał smutnym głosem.
-Słucham ? Harry, co się dzieje ?- nie wytrzymałam. Byłam taka przerażona.
-Jesteś teraz moja. Tylko moja na zawsze, tak ?- spytał mrużąc oczy.
-Tak, dobrze o tym wiesz, że byłam, jestem i będę. A teraz powiesz, co się stało?- wpadałam w panikę.
-Powiem Ci. Ale obiecaj mi coś.- złapał mnie za podródek, zmuszając, żebym spojrzała w jego przenikliwe oczy.-obiecaj.
-Co mam Ci obiecać?- zapytałam.
-Obiecaj, że nie przestaniesz mnie kochać. Nigdy.- po jego policzku spłynęła malutka łza, którą wytarłam.
-Obiecuję, obiecuję Ci. Obiecuję na Boga.- wyszeptałam, miałam już łzy w oczach, ale nie mogłam płakać.
 Wytarłam je rękawem od swetra,
-Caroline.. Ja..- z trudem wydawał jakiekolwiek dźwięki- ja mam... ja mam raka.- tutaj wybuchnął płaczem w moje ramię.
-Shhh, Harry, shhh...- pogłaskałam go po jego zawsze pięknej czuprynie.
 Pocieszałam go, ale sama przy tym płakałam. Nie wytrzyamłam. Teraz musiałam wylać z siebie te całe emocje. Nie dopytywałam.. Moja mama zmarła na raka, dobrze wiem, co to znaczy.. Kolejna osoba odejdzie? Kolejna osoba, którą kochałam nad życie i mogłam oddać za nią wszystko? Na tą samą chorobę ?

''-Kocham Cię, mamo. Mamo? Mami.. ?- płakałam w jej piżamę.
 Ona umarła? Ona już nie oddycha? Jej serce nie bije? Ona nie żyje.. Wybiegłam z sali. Było po dwudziestej trzeciej, dwudziestego szóstego października. W szpitalnym parku wałęsałam się bez życia i obracałam nóż w dłoni. Na jednym z drzew wyryłam nim '26.10.2003, Mamo, kocham Cię. Mam piętnaście lat, ale rozumiem, że Pan Bóg Cię wezwał tam, żebyś czuła się lepiej i wykonała jego zadanie, jakie Ci powierzył.' Wbiłam nóż w drzewo i uciekłam do domu. To mnie przerastało. Wtuliłam się w ciepłe ramiona mojego taty i płakaliśmy razem aż do rana, w tej samej pozycji.''

Nie mogłam uwierzyć. Nie mogłam uwierzyć w to, że raka ma taki wspaniały człowiek.. Czemu akurat on ?! Czemu on ?! Nie ma jeszcze dwudziestu jeden lat a już ma umierać ?! Taki cudowny, pomocny, miły, kochany, jedyny w swoim rodzaju ?! Dlaczego tacy ludzie kończą swoje piękne życie śmiercią w tak młodym wieku ?! Byłam taka wściekła.. Przez tą chorobę będę teraz kochać go jeszcze bardziej.. Nie wiem co ja zrobię, gdy nie będzie go przy mnie i nie wiem co zrobię bez jego melodyjnego 'kocham Cię', które mówił rano, wieczorem, codziennie, zawsze. Wraz z nim umrze wielki kawałek mnie. Nie ma mnie bez niego.
-Kotku, przepraszam..- szeptał co chwilę ledwo słyszalnie.- przepraszam Cię, że muszę odejść..
-To nie Twoja wina.. Nie przepraszaj mnie za to..- przytuliłam go jeszcze mocniej.
 Byłam rozdarta, ale chciałam się dowiedzieć, przez ile czasu jeszcze będę mogła go mieć przy sobie.. To będą jego najlepsze i zarazem najgorsze chwile.. Będę robić wszystko, żeby się uśmiechał. Bez jego uśmiechu nie mogłam żyć. Będą to też jego najgorsze chwile, ponieważ ostatnie na tym świecie... Nie pozwoliłam mu płakać. Sama sobie też zakazałam. Będziemy żyć tak, żeby nie było tej świadomości. Ale on to wiedział.. Wiedział, że niedługo już nie będzie go przy mnie, nie będzie go na tym świecie..
-Teraz ty mi coś obiecaj.- przerwałam tą grobową ciszę.
-Co mam Ci obiecać ?- spytał zmęczonym głosem.
-Nie myśl o tej chorobie, nie płacz przez nią.- spojrzałam w jego szmaragdowe tęczówki.
-Będę myślał tylko o nas.- wykrzywił usta w lekkim uśmiechu i zakaszlał..
 Znowu zakaszlał. To nie był dobry znak..
-Pójdziesz spać, Harry ? Nie mogę patrzeć jak co chwilę ziewasz.- teraz ja uśmiechnęłam się.
-Mhm, dla Ciebie.- podniósł się z kanapy i skierował do łóżka.
 Wygodnie ułożył się owijając szczelnie koładą swoje ciało.
-Dobranoc. - podeszłam do niego i pocałowałam w nosek.
-Dobranoc...- zamknął oczy.- Dziękuję, że jesteś..

 Dni mijały. On marniał coraz bardziej, leżał tylko w łóżku i nic nie jadł, oprócz flipsów. Pił wodę i jadł flipsy dla dzieci.. Leżał. Jak nie leżał, to spał. Z łóżka chciał wstać tylko do toalety, albo żeby podejść do mnie i przytulić. Mówił wtedy ''wiesz co mnie jeszcze utrzymuje przy życiu? Tylko ty..'' Zawsze wtedy uśmiechałam się i płakałam cicho, kiedy on zamykał się w pokoju.
 W nocy przychodziłam do niego i kładłam się obok, ale nie spałam. Nie mogłam. Nie mogłam spać, kiedy on w środku i także na zewnątrz umierał. Pewnego dnia rano się obudził, przejrzał w lustrze i rozpłakał się. Krzyczał wtedy ''Jak ja do cholery wyglądam ?! Jak ostatnie nieszczęście... Caroline chodź tu !!!'' Przybiegłam i spojrzałam na niego... Wszystkie włosy mu wypadły.. Oczy zrobiły się szare, bez emocji, bez żadnego koloru. Szare, zwykłe oczy.. Chłopak pełny energii zamienił się w białą, chudą i pozbawioną emocji kukiełkę. To nie był już Harry.. To był cień Harrego.. Podeszłam do niego i przywarłam do jego słabego ciała. ''I tak dla mnie jesteś najpiekniejszy na świecie..'' Powiedziałam mu to do ucha, a on tylko mocniej mnie przyciągnął. Położył wtedy głowę na moim ramieniu. ''Bez Ciebie już dawno bym nie żył..''. Udaliśmy się do pokoju i położyliśmy.
 Czekałam, aż zaśnie. Jeszcze upewniłam się, że miarowo oddycha. Tak, żyje.. Mój aniołek wyglądał tak słodko, kiedy spał. Najbardziej cieszyło mnie to, że jego klatka piersiowa podnosi się i opada. Że jego serce pracuje. Wyszłam z sypialni, cicho zamykając za sobą drzwi. Podeszłam do komody. Nie wiedziałam, czy mogę przeszukiwać jego rzeczy.. To było takie świńskie.. Ale nie mogłam pytać go o to, ile jeszcze pozostało mu życia.. Nie potrafiłam. Otworzyłam szufladę i wyjęłam pudełko z napisem Harry Styles- documents. Ostrożnie wyjęłam całą zawartość i odszukałam teczkę z napisem Disease- tumor. Drżącymi rękoma przewijałam kolejne strony i szukałam jakiejkolwiek informacji o czasie, w którym to wszystko się zaczęło. Znalazłam. Harry był na badaniach, ponieważ robi się je u nas co roku.

19.08.2008
''-I jak?- odłożyłam gazetę i upiłam łyczek mojej herbaty.
-Wspaniale. Wszystko poszło dobrze. Nie martw się.- słabo się uśmiechnął. Na pewno nie kłamał, on nigdy nie kłamie.
-Cieszę się, bardzo, bardzo..- przytuliłam się do niego mocno. Odwzajemnił ten uścisk, ale jakoś tak inaczej.. Inaczej niż zwykle.
-Umm.. Co na obiad?- powiedział zdenerwowany, przerywając tę chwilę czułości.''

 Teraz już rozumiem jego dziwne zachowanie od tamtego czasu. Właśnie od dziewiętnastego sierpnia miał ten okropny kaszel. Poszedł raz z domu, bo mu kazałam iść do lekarza, ale teraz już wiem, że jednak tam nie poszedł. Zauważyłam też, że jego gęsta fala włosów się odrobinę przerzadziła.  Na poduszce zawsze było pełno jego włosów. Martwiłam się, tak cholernie się martwiłam. Bledł z dnia na dzień coraz bardziej i męczył się przy każdej czynności. Ja głupia uważałam, że to przejściowe, że chce odpoczywać. Pieniądze też znikały.. Chodził przecież na chemioterapię. Teraz wszystko mi się ułożyło.
 Oczy zaszły łzami, pojedynczo kapiąc na papiery. Przeczytałam, że ostatnio na wizycie był trzy dni temu. Podpisane było, że nie da się nic już zrobić. Zostało mu kilka dni życia. Mógł umrzeć nawet dziś. To był ciężki rak- za późno zrobił badania, albo chciał z tym żyć tak, jakby go nie było. Dla mnie.. Kartka się rozmazała i wszystko wokół także. Czemu mi nie powiedział... Zrobilibyśmy to. Wygralibyśmy to. Nie mam do niego żadnego żalu, wiem, że to trudne.. Moja mama powiedziała nam też kilka dni przed śmiercią, żeby niepotrzebnie nas nie martwić... Moja mama była podobna do Harrego. Nie z wyglądu, ale z wnętrza serca..Starała się zawsze jak najlepiej, żeby uszczęśliwiać.  Była najlepszą mamą na świecie.
-Caroline, ja...- usłyszałam Harrego.
-Harry, przepraszam, nie powinnam..- rzuciłam pudełko do szuflady.
-Nie, dobrze zrobiłaś...- jego głos był pusty.
-Powinnam pójść spać, już późno..- starałam się nie rozpłakać.
-Muszę jechać do szpitala.. Czuję się tak słabo...- oparł się o framugę drzwi i ciężko sapał, pokaszlując.
-Usiądź !- rozkazałam mu.- zaraz jedziemy. Nie powinieneś się męczyć.
 Dałam mu wody. Złapałam kluczyki i pomogłam Harremu wsiąść do samochodu. Szybko jechałam, nie zważałam na ograniczenie prędkości. Nie wiem, ile przepisów złamałam, musiałam go tam dowieźć. Nie przejmowałam się, że Harry cały czas krzyczał, żebym zwolniła, bo mu na mnie zalezy.. Nie wiem czy to można było nazwać krzykiem. Był za słaby, żeby wydobyć z siebie coś więcej niż cichy pisk. Szybko zaparkowałam pod szpitalem i wzięłam go pod ramię. Żeby jak najszybciej dostać się do budynku, podniosłam Harrego i wzięłam na ręce. Nie był ciężki, ponieważ tak zmarniał, że ważył może z czterdzieści kilo. Wpadłam w biegu.
-Szybko ! Lekarza !- darłam się ze łzami w oczach trzymając go, bezbronnego.
 W jednej chwili podszedł do nas wysoki lekarz ubrany w biały fartuch i z maską na ustach.
-Witam, Panie Styles. Proszę za mną...
-Proszę mówić mi Caroline.
-Dobrze, więc proszę za mną, Caroline.- spokojnie powiedział lekarz.
 W drodze do sali lekarz i Harry zamienili kilka zdań o czymś, o czym nie wiedziałam.
-Tutaj się półóż.- wskazał na duże łóżko szpitalne, posłane białą pościelą.- na łóżku masz ubrania, przebierz się. Jeśli będziesz potrzebował pomocy, proszę wołaj.
-Dobrze. Do widzenia.- ledwo podniósł kąciki ust, a one od razu opadły.
-Harry, pomóc Ci?- spytałam. Widziałam, że on sam ledwo trzyma się na nogach, taki był wycieńczony..
 Nic nie jadł ostatnio. Bladł, bladł, bladł. Dzisiaj, po tym spacerze w parku, stracił wszystkie siły i wyglądał jeszcze gorzej. Ale wiem, że był szczęśliwy. Teraz będzie ze mną zawsze, poprzez te oświadczyny.
 Pomogłam mu się ubrać i usiadłam obok niego na plastikowym krzesełku.. On położył się wygodnie na łóżku. W końcu zasnął. Ja wsłuchana w tę ciszę też przysnęłam, na krzesełku.
 Obudziło mnie ciche szlochanie.
-Harry?- spytałam.
-Przepraszam, przepraszam, przepraszam..- mówił jednym tchem co chwilę łkając.
-Nie przepraszaj mnie, już Ci mówiłam, że to nie Twoja wina..- stałam nad nim i szeptałam mu to do ucha, wkładając cały wysiłek w to, żeby nie popłakać się.
-Chodź tu do mnie.. Jeśli umrę, chcę być przy Tobie..- jego głos się łamał.
 Położyłam się obok niego, a on otulił mnie swoimi ramionami, które nie były już tak silne jak zawsze..
-You only win, if you...- uścisk się rozluźnił i nie poczułam już jego bijącego serca.. Już nigdy więcej go nie poczułam.
-Don't give up...- dokończyłam i wybuchłam takim płaczem, że nie mogłam się opanować. Miałam w sobie jeszcze trochę nadziei i złapałam Harrego za ramiona. Trząsłam nim, ale on był tylko ciałem. Ciałem bez duszy. Był wiotki i wyglądał jak marionetka. Wiedziałam, że się nie poddał, że walczył do końca.
-Harry słyszysz mnie ?!- wyłam i krzyczałam.- Harry !!! Harry !! Harry...- cichym głosem przepełnionym smutkiem mówiłam.
-Przecież obiecałeś, że mnie nigdy nie opuścisz... Harry... obiecałeś...- moje łzy spływały na jego twarz, którą całowałam, a on nie odwzajemniał tego pocałunku.- obiecałeś...
 Wstałam w łóżka, spojrzałam na Harrego. Z jego twarzy zniknął smutek, grymas bólu.. Był tam od kilku minut, ale teraz liczyło się, że tam był. Wreszcie szczęśliwy, od tych miesięcy. Już nigdy nie zachoruje. Zawsze będzie pięknym i młodym, dwudziestoletnim Harrym Stylesem. Na zewnątrz byłam rozgoryczona, ale w środku cieszyłam się, że on jest w końcu szczęśliwy.. Chociaż beze mnie nie będzie tak szczęśliwy.. Wiem to, ponieważ codziennie mi to mówił. Codziennie mówił mi, że jestem mu potrzebna jak tlen. Zostawiłam go tam. Ostatni raz pocałowałam i powiedziałam 'KOCHAM CIĘ'.
-Panie Holt.. ?- powiedziałam w pusty korytarz.
-Pana Holta nie ma w tej chwili. Jest zajęty.. Co się stało?- spytała miła pielęgniarka.
-Umm.. On.. on..- moje oczy zaszły łzami.
-Umarł ? Ehh... Harry ?- zapytała.
-Tak.. Skąd Pani go zna ?
-Każdy tu go zna.. Pomagał tutaj ludziom chorym, kiedy był jeszcze małym chłopcem. Przychodził tutaj raz w tygodniu. Pocieszał te wszystkie dzieci chore na nowotwory, białaczki.. Bawił się z nimi, lubił to.- opowiadała z uśmiechem na ustach.
-Boże.. A sam umarł na tę chorobę..- cienko szepnęłam..
 Harry kiedyś wspominał, że pomagał uszczęśliwiać dzieci chore na raka. Nie mówił, w którym szpitalu.. Teraz zrobiło mi się tak bardzo smutno, przez to jedno zdanie od pielęgniarki.. Smutno, ale jednocześnie tak lekko na duchu.. On naprawdę był wspaniały i jedyny w swoim rodzaju.. Nie dało się go nie lubić. Nie dało się go nie kochać.
-Pójdę po Pana Holt. Proszę poczekać.- słabo się uśmiechnęła..
 Wszyscy byli przytłoczeni jego śmiercią. Był taki młody, mógł jeszcze zrobić tyle rzeczy ! Czemu Bóg zabiera do siebie ludzi tak dobrych? Tak młodych? Nie rozumiem tego.. Nigdy nie zrozumiem. Siedziałam na ławce i zastanawiałam się nad sensem swojego życia. Harry swoją śmiercią zabrał część mojego serca zdolną do kochania, zdolną do cieszenia się i zdolną do prawdziwego uśmiechu. Zabrał część mnie. Tą dobrą. Teraz został smutek. Nie wiem ile jeszcze tak pociągnę... Patrzyłam na mój pierścionek, który Harry codziennie całował. Patrzyłam i płakałam..
-Caroline ? On...- doktor nie dokończył zdania.
-Tak.. Teraz jest tam, w lepszym świecie..- dodałam zaciskając powieki, dając łzom swobodnie wydostać się z moich zielonych tęczówek..
-Zdecydowanie.- objął mnie ramieniem.- jestem pewny, że teraz na Ciebie patrzy. Tęskni i czeka. Że na Ciebie będzie czekał wieczność.
-Tak Pan myśli?- spojrzałam na niego,a on kiwnął głową.- chciałabym tutaj przychodzić codziennie i pomagać chorym.. Czy mogłabym.. Tak jak Harry.. No wie Pan..- plątałam się.
-Czemu nie? To piękne pomagać ludziom.. Mamy tutaj mało takich osób.
-Mogę zacząć od jutra?- spytałam się. Coś we mnie chciało, żebym się cieszyła, ale nie mogłam.
 Zwyczajnie było za wcześnie, żeby się cieszyć. To było za świeże.

 Dwa dni po jego śmierci, odbył się pogrzeb. Ubrałam się w czarną sukienkę do kolan i założyłam piękny, czarny płaszcz Harrego. Do tego idealnie wyglądał jego czarny kapelusz. Lubiłam przebierać się w jego ciuchy, były takie wygodne i ogólnie mielśmy ten sam rozmiar. Luźne ciuchy był moimi ulubionymi. Na pogrzeb ubrałam także jego elegancie ciuchy, ponieważ chciałam mu oddać tym cześć.. Oddać to, że pamiętam nasze wspólne chwile.
 Ceremonia była naprawdę piękna.. Zjawiła się cała rodzina, nawet osoby, których nie znałam. Ale jego znali wszyscy z zebranych. Każdy miał swoją osobną historię związaną z Harrym. Każdemu pomagał i pocieszał w trudnych chwilach. Na uroczystości żałobnej nastrój był bardzo nostalgiczny. Niektórzy śpiewali smutne piosenki. Ja bardzo lubiłam z nim śpiewać piosenki, najczęściej o miłości.  Dziś specjalnie zabrałam z domu jego piękną, akustyczną gitarę. Miała kilka lat, ale nadal dźwięki pieknie z niej płynęły.. Kiedyś Hazz mnie uczył grać, ale nie potrafiłam zagrać nic innego, jak War Is Love. Zdecydowałam, że wyjdę na scenę i właśnie specjalnie dla niego tą piosenkę odtworzyć, razem ze wspomnieniami z nią związanymi.
 Wstałam ze swojego miejsca. Wyjęłam gitarę z pokrowca i wzięłam krzesło. Usadowiłam się wygodnie w miejscu, gdzie dla każdego byłam widoczna. W sali zrobiło się cicho i niezręcznie. Byłam trochę zdenerwowana. Nawet bardzo. Wzięłam głęboki oddech i pierwsze idealne dźwięki gitary otuliły mnie swoim pięknem. Zaczęłam śpiewać, wkładając w to wszystkie swoje uczucia. Każde słowo miało dla mnie tak wielkie znaczenie.. Każde słowo tej piosenki przeżywałam, bo każde było związane z jakimś wspomnieniem.. Związane z Harrym. Kiedy zbliżałam się do ostatniego aspektu, ostatniego refrenu, mój głos łamał się, przez łzy spływające mi do ust nie mogłam śpiewać już wyraźnie.. Przy przed ostatniej linijce nie mogłam dalej wytrzymać i cicho wyszeptałam ostatnie słowa piosenki.. :

You only win, if you don't give up
Cause love is war and love is war...

 Ostatnie słowa Harrego... Wszystko we mnie ożyło i zaczęłam szlochać.. Łzy spoczęły na gitarze.. Przytuliłam się do płaszcza, który pachniał Hazzą... Mocno płakałam, a ludzie podchodzili i przytulali. Od wszystkich słyszałam tylko wymuszone ''będzie dobrze''. Nie będzie dobrze. Nigdy nie będzie dobrze, bez niego.
 Wróciłam do domu i znowu zakopałam się w łóżku. Ubrałam dresy Harrego i jego luźny T-shirt.. Rozpuściłam włosy i miałam zamiar zasnąć. Byłam zmęczona płaczem, powieki same mi opadały. Wsłuchiwałam się w głos Harrego, który odbijał się echem w mojej głowie. Jego piosenki, jego wyznania.. Cichutko płakałam w poduszkę. Nie hamowałam łez, pozwoliłam im moczyć poduszkę. Z wymęczenia skończyły mi się już łzy i zasnęłam.
 Obudziłam się z bólem głowy.. Nie wiedziałam co się dzieje. Wstałam, ale zachwiałam się i z powrotem upadłam na łóżko.
-Ale boli.. Muszę wziąć tabletki..- ponownie wstałam i przytrzymałam się szafy.
 Sięgnęłam po paczkę z tabletkami i połknęłam dwie.
-Powinno mi przejść za jakiś czas...- znowu się położyłam.
 Spojrzałam na zegarek. Była 13:37.
-O nie ! Muszę się pośpieszyć, nie zdążę do szpitala. Niech to szlag trafi tą głowę.- wymamrotałam gniewnie.
-Harry, gdybyś teraz tu był, na pewno byś wiedział co zrobić.. Na pewno...- byłam bliska płaczu.
 Zostały po nim rzeczy materialne, ale tych niematerialnych nikt nie może mi zabrać; moich wspomnień. Najwspanialszych chwil mojego życia. Zrozumiałam, że ja tak za nim tęsknie, że nie wychodzę z domu od kilku dni. Postanowiłam, że to zrobię. Zrobię to. Pomimo silnego bólu głowy zwlekłam się z wygodnego łóżka i podeszłam do ubrań. Wybrałam te same, co miałam w dniu... Hmm... przechadzki po parku, ostatniej, z Harrym.. Ubrałam jego zgniło zielony płaszcz. Kremową czapkę... Tak uczesałam włosy, jak lubił mi je układać...

''-No proszę, zrób tak ! Podoba mi się taka fryzura, a mam za krótkie włosy !- krzyczał.- wykorzystam Twoje!
-No dobrze, dobrze ! Zrób mi, bo ja nie umiem tak idealnie..- zachichotałam. 
 Zaraz poczułam jego ciepłe dłonie wplątujące się w moje kasztanowe włosy. Obserwowałam w lustrze jak przeczesuje je i układa, wytykając przy tym język, maksymalnie się skupiając. Nie wytrzymałam, nie umiałam powstrzymać nagłego śmiechu.''

 O Boziu, a ja go chciałam opuścić, przez to, że jego wygląd przez raka się pogorszył, bo myślałam, że to przeze mnie. Byłoby to nawiększe głupstwo w moim życiu. Zostawić go samego z tą okropną chorobą. Jak dobrze, że on mnie zatrzymał. Jak dobrze, że on to potrafił.
 Wyszłam w domu. Poruszanie się sprawiało mi jeszcze trud, bo bóle głowy zawsze miałam silne. Oparłam się o drzwi i szukałam komórki, której nie mogłam w kieszeni znaleźć za nic.
-Cholera, została w domu.- westchnęłam i z powrotem otworzyłam drzwi.
 Szukałam, szukałam i szukałam, ale nie było jej nigdzie. Zajrzałam pod kołdrę, pod szafkę. Zajrzałam pod łóżko. Zobaczyłam jakieś kartki.
-Oh ten Harry, mój bałaganiarz !- na mojej twarzy od kilku dni nie zagościł choćby zarys uśmiechu, teraz na krótką chwilę próbowałam to zmienić, ale tylko na chwilę.
 Telefonu nie znalazłam, ale wyciągnęłam kartki z ciekawości. Włożyłam je do kieszeni płaszcza i dalej penertowałam mieszkanie w poszukiwaniu komórki.
-O, jest !- leżała na.. zlewie ?- Okej ...
 Wstukałam numer szpitala.
-Dzień Dobry, tutaj Caroline. Niestety nie mogę dziś przyjść.. Przepraszam. Nie przyjdę już nigdy...- rozłączyłam się, nie czekając na odpowiedź.
 Wzięłam aparat, włożyłam do kieszeni. Wreszcie wyszłam. Spacerkiem doszłam do NASZEGO parku i odnalazłam naszą ławkę... Usadowiłam się na swoim miejscu, po lewej.. Taak.. Wyciągnęłam z kieszeni aparat. Oglądałam nasze wspólne zdjęcia, były takie piękne... Tak mnie wzruszyły, że co chwilę musiałam przecierać załzawione oczy i pociągać nosem. Doszłam do ostatniego zdjęcia.. Stałam na przeciwko Harrego, a on mnie całował. Przypomniałam sobie, co wtedy mi powiedział..

''-Kocham Cię, nawet nie wiesz jak bardzo cholernie Cię kocham..''

 Po czym się rozpłakał. To było takie realne w mojej głowie, że sama zaczęłam płakać, tak samo jak wtedy. Kompletnie zapomniałam o mocnym bólu głowy.
 Byłam sama. Jeszcze dokładnie obejrzałam się, czy ktoś nie kręci się wokół. Zresztą było tak chłodno, że ludzie woleli zostać w domach i grzać się do swoich partnerów... Ja nie miałam już do kogo się grzać, ta myśl mnie zabijała. Schowałam aparat i wstałam. Pokręciłam się jeszcze po parku, odwiedziłam wszystkie ważne dla mnie w nim miejsca. Stanęłam przy drzewie i odnalazłam miejsce z zapisanymi inicjałami. Wyjęłam mały nożyk i nastrugałam tam wiadomość.

''Drogi Harry, nie ma Cię, nie ma mnie, kocham na zawsze, czekaj na mnie.''

 Odłożyłam go w bezpieczne miejsce i z powrotem udałam się na ławkę. Także usiadłam po lewej. Coś mi zaszeleściło w kieszeni i przypomniałam sobie o kartkach. Wyjęłam je. Na każdej zapisany był refren jakiejś piosenki, którą mi zawsze grał... Czytałam i śpiewałam płacząc. Umiałam wszystkie na pamięć, tyle razy mi je grał. Nie było dnia bez gitary. Ostatnia kartka była większa i miała więcej słów. To był list..

Najdroższa Caroline.
 Piszę do Ciebie ostatni list. Nie będzie on długi, wręcz przeciwnie, to tylko kilka słów ode mnie. 
Kocham Cię, to wiesz. Napisałem to ostatni raz. Jeśli znalazłaś ten list, to nie będę Cię zanudzał pisaniem, ale to co mam Ci do powiedzenia, powiem jak Cię zobaczę i już nigdy nie opuszczę, OBIECUJĘ. Musiałem Cię opuścić, żeby zostać z Tobą na zawsze. NIKT NIE KOCHAŁ CIĘ TAK, JAK JA CIĘ KOCHAM. Wiem, ten list nie ma sensu. Mam 37 stopni gorączki i ledwo widzę kartkę. Zapewne gdy czytasz ten list, nie ma mnie już na Twoim świecie..

Pozdrawiam i czekam,
Twój Harry.

 Zostawił nawet list.. Jaki on był cudowny. Nie ma już takich osób... I nie będzie. Ucałowałam kawałek papieru, ostatniej pamiątki po nim. Wygrzebałam z kieszeni jakieś tabletki Harrego. Zapewne jakieś przeterminowane, on nigdy nie opróżniał kieszeni. Teraz mu za to dziękuję. Nie wiedziałam nawet, na co one są, nie obchodziło mnie to. Świat bez Harrego mnie już nie obchodził. Był pozbawiony jakiegokolwiek życia, jakby wszystko stanęło w miejscu i nie zamierzało się ruszyć. Bez niego byłam pustką. Czarną pustką.
 Łykałam każdą po kolei, czując jak moje powieki robią się ciężkie i świat zamienia się w czarną dziurę. Położyłam się na ławce. Ostatnie co zobaczyłam na tym świecie to samotny kotek, który przypałętał się i zaczął lizać moją rękę. 
-Zaraz będę, kochanie !- wyszeptałam i poczułam ostatnią łzę. 
 Teraz nie ma innej opcji, jestem szczęśliwa w 50-ciu procentach. Harry to druga połowa. Zasnęłam na wieki ! Ale obudzę się w lepszym świecie.
-Wyłącz to świ- przerwałam w półsłowie, ponieważ zobaczyłam roześmianego Harrego.
 Mojego Harrego !
-Czy.. to ... ty?- wyszeptałam.
-Tak, kochanie. I nie da się wyłączyć słońca !- roześmiał się i mnie przytulił.
-Jestem teraz tutaj..Na zawsze.. Z Tobą?- nadal to do mnie nie dochodziło.
-Owszem. Na zawsze.- pocałował mnie tak jak kiedyś, a ja wplotłam ręce w jego długie loczki.
-Harry.. Twoje włosy, Twoje oczy, Twoja cera... Wszystko jak dawniej..- dziwiłam się.
-Tutaj wszystko jest jak dawniej, nie da się być nieszczęśliwym.- uśmiechał się od ucha do ucha, tak szczerze..
-Racja, bo ty jesteś.- zaśmiałam się. 
 Objęliśmy się.
-Tęskniłam.
-Tęskniłem.- wypowiedzieliśmy te magiczne słowo w tym samym momencie.
 Było przepełnione największym uczuciem jakie czułam. Cała moja miłość została jakby wlana do tego wyrazu. 
-Chodź, mama na Ciebie czeka..- puścił mi oczko, a ja uśmiechnęłam się tak szeroko, że czułam, jak ten uśmiech wrył się w moją twarz.






_______________________________________________________________________
Hej, hej trochę długi shot :P Włożyłam w niego całe serduszko ! Próbowałam napisać coś smutnego, ale chyba mi się nie udało.. Hmm.. Zdecydujcie sami. Zostaw po sobie jakiś ślad, najlepiej napisz komentarz <3 Miłego wieczoru, kochani ! I mam nadzieję, że włączyłaś/eś War Is Love :P

#Mrs.Styles